Czy kilim, dywan, haftowana zasłona lub narzuta na łóżko to dzieła sztuki? A może „tylko“ rękodzieło? W ostatniej dekadzie kuratorzy wielkich muzeów postawili znak równości pomiędzy obiektami sztuki „czystej“, designem i wyrobami ręcznymi. Równouprawniono wszelkiego typu kreacje. I słusznie, bo kategoryzowanie niczemu nie służy.

Przykładem twórczość Olgi Wolniak. Osoba utalentowana, z nadzwyczajnym kolorystycznym „słuchem“, obrabia od lat temat tradycyjnie deprecjonowany: kobiece robótki ręczne. Dywanowe wzory, hafty krzyżykowe i mereżki przenosi na płótna. Fragmenty tkanin podnosi do rangi tematów malarskich. Uwiecznione na obrazach ornamenty tkackie szlachetnieją. Ujawniają plastyczną urodę, rozbłyskują cudownie zharmonizowaną gamą barw.

W Milano pokazała 14 dzieł. Obok giganta, którego szerokość dochodzi do 4 metrów, pojawia się ciąg drobiazgów. Przy wejściu – kompozycje w ognistej czerwieni spuentowane obrazem w błękitno-czarnych odcieniach. Czyste, żywe tony kojarzą się z orientalną aurą. Z tym żywiołem kontrastują kompozycje stonowane, szlachetne w kolorycie. Prowadzą skojarzenia ku innym rejonom świata, ku odmiennym klimatom i tradycjom. Surowa, szorstka wełna kontra połyskliwy jedwab.

Wolniak uświadamia, że różnorodność świata wyraża się także poprzez rozmaitość materii tkackiej. A wiedzie nas ku tej konstatacji za pośrednictwem pięknego, prawie abstrakcyjnego, malarstwa…