Nieraz się zastanawiam – jak bardzo pokręcone muszą być osoby, które wylewają agresję w internetowy bezkres. Robią to anonimowo (komu by się chciało dogrzebywać do ich danych), więc czują się bezkarne. Im bardziej komuś nabrużdżą, tym bardziej czują się usatysfakcjonowane.
Do podobnych konstatacji doszła Marta Kochanek-Zbroja, 30-letnia artystka. Dyplomu w pracowni Leona Tarasewicza na warszawskiej ASP broniła sześć lat temu; od tej pory miała kilka autorskich wystaw. Na ich podstawie zaklasyfikowałam ją do figuralistów wyczulonych na aktualia. Jednak „Moherowymi beretami” bardzo mnie zaskoczyła.
Nie są to sceny rodzajowe wystylizowane (jak poprzednio) na książeczki kolorowanki dla dzieci. Tym razem Marta pokazała cykl płócien z blogowymi cytatami. Pominęła najgorsze wulgaryzmy, lecz zostawiła slogany porażające głupotą i prymitywizmem.
Nie chciała jednak powielać zaczepno-prowokatorskiej tonacji sieciowych komentatorów. Od siebie dodała… kolory. Na jednobarwnych tłach umieściła pojedyncze słowa; każde na białym polu. Wyrazy układają się w zdania, w których dominują pretensje, żal, zawiść. I nienawiść do całego świata za niezawinioną życiową klęskę.
Choć napisy są też namalowane, kojarzą się z tekstami wycinanymi z gazet. Jak wiadomo, to forma popularna wśród anonimowych szantażystów i donosicieli.