Długo można by wymieniać afroamerykańskich artystów, zaczynając od Louis Armstronga i Ellie Fitzgerald, nie zapominając o Jimim Hendrixie, Dianie Ross, Al Jarreau, Whitney Houston, Prinsie, na Pharrellu Williamsie czy Beyoncé kończąc. Wszyscy oni zdobyli sławę i uznanie, ale w panteonie największych gwiazd Michael Jackson odegrał rolę wyjątkową.
Był jedynym wśród nich, który stał się globalną ikoną. Dotarł zarówno do mieszkanców slumsów, jak i do przedstawicieli elit, nawet jeżeli postrzegany był w diametralnie różny sposób: jako idol, wzór do naśladowania, obiekt zazdrości, estradowy kolega bądź symbol emancypacji społecznej.
Wizerunek bez kontrowersji
Michael Jackson inspirował wielu, ale on sam zmagał się z własnym wizerunkiem, i powodowały, że rysy twarzy Michaela stawały się coraz delikatniejsze, a jego skóra coraz jaśniejsza. Na scenę trafił jako dziecko i jeżeli wierzyć Lizie Minnelli, która publicznie komentowała w telewizji francuskiej jego śmierć w czerwcu 2009 roku, od razu musiał stać się dorosły.
Odebrano mu dzieciństwo i młodość, wrzucając w tryby intensywnej i ciężkiej pracy, daleko przekraczającej wytrzymałość psychologiczną artysty, który nigdy nie miał prawdziwego życia prywatnego. Był to sposób, w jaki znana Liza Minnelli uzasadniała skandale, które towarzyszyły mu w dojrzałym wieku. Według niej Michael był naiwny jak dziecko i dawał sobą manipulować osobom pozbawionym skrupułów.
Wystawa w paryskim Grand Palais pomija kontrowersyjne historie z życia idola, które i dziś odżywają w różny sposób. Koncentruje się głównie na jego muzyce, najbardziej znanych piosenkach, na fascynacji jego popisami choreograficznymi oraz na tym, w jaki sposób zainspirował licznych artystów do stworzenia zadedykowanych mu dzieł.