15 kwietnia mija 560. rocznica urodzin Leonarda da Vinci
Przecież renesans obfitował w artystyczne talenty, niejeden da Vinci umiał rysować z natury i komponować obrazy według zasad kolorystycznej harmonii, szlachetnej równowagi form, z powagą i szacunkiem traktując naturę.
Ale to ten fantasta z brodą wymyślił technikę zwaną sfumato, wydobywającą kształty jak z mgły, z dymu. Eksperymentował z płachtą cienkiej materii, rozpościerając ją w taki sposób, by przytłumiała ostre światło. Kontury rzeczy i rysy twarzy miękły, delikatniały, piękniały. Efekt, który znamy w naszej epoce jako „pończochę" albo... fotoshop.
Patrzę na „Madonnę z Dzieciątkiem", zwaną „Madonna Litta" (karmiąca piersią). Powstała mniej więcej 520 lat temu. Wzruszająco czysty profil, czułość w wyrazie twarzy, koncentracja na Synu. Ale On, w przeciwieństwie do zwykłych dzieci, nie interesuje się pokarmem. Owszem, ssie pierś rodzicielki, lecz spogląda na nas, jakby dawał do zrozumienia, że tylko gra rolę niemowlaka. Co gorsza, wierci się w ramionach Marii, wierzga nóżką. Ta mała, tłusta kończyna pojawia się w kilku wersjach na rysunkach poprzedzających pracę nad malowidłem. Artysta obserwował dzieciaki, szkicował poszczególne elementy ich ciała, potem przenosił detale na deskę, jakby korzystał z komputera...
Niedokończony muzyk
Pracował właśnie w taki sposób, co łatwo zauważyć dzięki innym wystawionym obrazom. Weźmy portret młodego mężczyzny, znanego jako wizerunek muzyka. To wczesna praca, jeszcze bez sfumatowego zamglenia. Jasne loki opadają na plecy urodziwego chłopaka, oczy nie patrzą na karteluszek trzymany w smukłych palcach, zdaniem znawców – nutowy zapis. Niby wszystko wykończone, poza połami kamizeli. Te ledwie maźnięte ugrowym podkładem. I zostawione w niedokończonym stanie. Co sprawiło, że zaniechał pracy nad „Muzykiem"?