Przekonali się o tym m.in. kuratorzy warszawskiej galerii Apteka Sztuki prowadzonej przez stowarzyszenie Otwarte Drzwi. Apteka Sztuki jest instytucją z silnym zacięciem społecznym (jest też ZAZ-em, czyli zakładem aktywności zawodowej osób niepełnosprawnych), nastawioną na inicjowanie niekonwencjonalnych przedsięwzięć artystycznych. Dlatego obok uznanych profesjonalnych artystów prezentuje też twórców art brut (sztuki twórców niepełnosprawnych). Pierwsza wystawa inaugurująca działalność Apteki w 2009 r. miała pokazać prace jednego z podopiecznych domu pomocy społecznej – wizjonerów spychanych i przez społeczeństwo, i przez środowisko artystyczne poza nawias „normalnej kultury".
Początkowo był pomysł zaproszenia Radosława Pytelewskiego, najbardziej rozpoznawalnego polskiego artysty art brut, który jest podopiecznym Ośrodka Pomocy Społecznej w Nowym Miszewie. Gdy kuratorzy przeglądali stronę ośrodka, natknęli się na małą reprodukcję obrazu innego podopiecznego – Tadeusza Głowali. Pojechali tam. Poznali artystę. Dogadali się z nim. Pani dyrektor ośrodka niechętnie myślała o jakichkolwiek akcjach promocyjnych, wystawach czy sprzedaży jego prac. Ale w końcu udało się i ją namówić na wystawę w Warszawie.
– Zależało nam, by pokazać jego niesamowite obrazy, tak jak na to zasługują. Oprawiliśmy je, wyeksponowaliśmy. Okazało się, że prace, które dotąd były pokazywane po jakichś bynajmniej nieartystycznych imprezach i czasem sprzedawane za niewielkie pieniądze jako sztuka niepełnosprawnych, teraz nabrały dużej rynkowej wartości. Sprzedawaliśmy je za 3–6 tys. zł. Zyskiwał na tym artysta (bo to z nim galeria podpisała umowę), ale pośrednio i ośrodek pomocy społecznej, którego artysta był przecież podopiecznym. Wydawało nam się, że wszyscy powinni być zadowoleni z takiego obrotu sprawy – mówi Katarzyna Haber, kuratorka Apteki Sztuki.
Ktoś najwyraźniej nie był. Parę miesięcy po wystawie Tadeusza Głowali po jego prace, które były w depozycie w galerii, zgłosił się mężczyzna. Prosił o wysłanie zdjęć do katalogu w związku z wystawą, która odbędzie się w Instytucie Polskim w Wiedniu. Zarówno kuratorzy, jak i twórca bardzo się ucieszyli, że prace będą pokazane w tak prestiżowym miejscu.
Wystawy w halach sportowych
– Po trzech miesiącach mężczyzna pojawił się nagle i powiedział, że bierze obrazy. Bez uprzedzenia, bez dokumentów. Zadzwoniliśmy do Instytutu Polskiego w Wiedniu. Tam panie powiedziały, że owszem, wystawa będzie. Po naszych naleganiach przysłali podpisany fax, że wypożyczają obrazy na czas trwania trzech wystaw. Nie określono terminu zwrotu prac. A wystawy wcale nie miały odbyć się w Instytucie Polskim w Wiedniu, tylko w trzech ośrodkach sportowych na terenie Austrii. Ostatnia w hali sportowej w Grazu. Sprawa była przedziwna. Zaczęłam się tym interesować – opowiada Haber. – Dowiedzieliśmy się, że są to mało prestiżowe imprezy, na których wystawiane są prace polskich artystów art brut. Później okazało się, że takie imprezy są organizowane częściej niż raz w roku w różnych miejscach. Dzieła są tam prawdopodobnie sprzedawane za śmiesznie niskie kwoty. Artyści zwykle nawet nie wiedzą, że ich prace są akurat wystawiane. Jak to możliwe?