Warszawskie Muzeum Sztuki Nowoczesnej prezentuje prace ponad 70 artystów średniego i młodego pokolenia. Wśród tych pierwszych są twórcy, którzy zrobili międzynarodową karierę: Piotr Uklański, Mirosław Bałka, Wilhelm Sasnal, Paweł Althamer, Zbigniew Libera, Artur Żmijewski. O drugich bywa także głośno, np. o uczestnikach ubiegłorocznego Biennale w Wenecji – Konradzie Smoleńskim lub Jakubie Julianie Ziółkowskim. Jednocześnie możemy odkryć innych, jeszcze mało znanych, a obiecujących artystów.
– Nasza wystawa stara się pełnić rolę przewodnika po sztuce współczesnej dla szerokiego kręgu odbiorców – mówi „Rz" kurator Łukasz Ronduda. – Ma ułatwić widzom poruszanie się po nowych zjawiskach artystycznych i wyrobienie własnego zdania. Zebraliśmy prace z ostatnich 3–4 lat. Bardzo chcielibyśmy, żeby forma takiej prezentacji weszła w zwyczaj i była powtarzana, jak to się dzieje na przykład na British Art Now.
Przyjemność malowania
Obaj kuratorzy – Łukasz Ronduda i Sebastian Cichocki – zgodnie twierdzą, że najbardziej widoczne obecnie zjawiska to wyczerpanie awangardy i powrót do bardziej tradycyjnych obszarów: malarstwa, rzeźby, rysunków, rzemiosła. Przyjemność malowania czy rzeźbienia nie jest już obciachem.
Młodzi artyści nie chcą, a prawdę mówiąc, nie muszą walczyć o miejsce dla sztuki współczesnej czy raczej instytucji ją reprezentującej, jak to było w czasach awangardy. Dziś działa ich już naprawdę wiele. Młodzi szukają więc wzorów nie w awangardzie, ale częściej w sztuce klasyków i dawnych mistrzów.