Po pierwsze: że praworządność ma fundamentalne znacznie. Politycy rozmontowali ustrój – władze od lat funkcjonują w sposób naruszający lub ignorujący konstytucję, zawłaszczają swoje kompetencje, prawo interpretują tylko na swoją korzyść. Mamy kryzys w sądownictwie, który za chwilę może „dobić” i tak żenująco niską wydolność wymiaru sprawiedliwości i zaufanie do niego. A w kampanii na ten temat cicho, sza.
Czytaj więcej
Prawo przewiduje odpowiedzialność karną względem każdego, „kto publicznie pochwala popełnienie pr...
Po drugie: że prezydentura to „żyrandole”, czyli funkcja reprezentacyjna, nie dla realnych polityków. Te „żyrandole” to porównanie autorstwa obecnego premiera, więc można by go zapytać: jak bez tych „żyrandoli” rząd zamierza rozwiązać pilne dla demokratycznego państwa problemy?
Po trzecie: że osobie, która uważa się za „emerytowanego zbawcę narodu” przyszło do głowy, że głową tego narodu uczyni człowieka, którego jeszcze pół roku temu praktycznie nikt nie znał i którego zachowania i decyzji politycznych nie sposób przewidzieć. A ponad 10 mln wyborców uczyniło go pierwszą osobą w państwie.
Kampanię wyborczą robi się dziś w internecie
Po czwarte: że kampanię robi się dziś w internecie. To raczej internet robi kampanię za Was, drodzy politycy, bo nikt nie wie tak naprawdę jak dokładnie działają algorytmy social mediów i internetowych wyszukiwarek. Polityków już spotyka ten sam los co media – muszą dostosować przekaz i tematy do ruchu w sieci, ten ruch napędza się polaryzacją, a polaryzacja niszczy życie społeczne i uniemożliwia jakąkolwiek współpracę politycznych rywali, nawet jeśli wymaga jej racja stanu. I to ma być cywilizacyjny postęp?