Obserwując różnych ministrów sprawiedliwości dostrzegam dwa skrajnie odmienne typy. Jedni bez fajerwerków skupiają się na tym, by wymiar sprawiedliwości funkcjonował jak dobrze naoliwiona maszyna. Im nie zależy na wielkości posiadanego imperium władzy, bo dla nich celem jest, by ich resort działał prawidłowo. Drudzy wymiar sprawiedliwości traktują jako narzędzie zdobywania władzy i powiększania swego imperium. Dla nich cel uświęca środki, a skoro celem jest władza, to wymiarem sprawiedliwości jako narzędziem manipulują, nie licząc się ani z konstytucją, ani z umowami międzynarodowymi. Do pierwszej grupy należeli: Zbigniew Ćwiąkalski czy Krzysztof Kwiatkowskiza czasów, w których Ministerstwo Sprawiedliwości nie przyciągało szczególnej uwagi opinii publicznej dlatego, że było profesjonalnie zarządzane, a natura opinii publicznej jest taka, że jeśli sami nie szukamy poklasku, to zainteresuje się jakąś dziedziną nie wtedy, gdy wszystko przebiega w sposób niezakłócony, ale dopiero gdy pojawią się kłopoty. Przy sposobie pracy tych ministrów cisza w mediach była największym komplementem.