Maksymilian Stanulewicz: Czy prawnicy chcą władzy?

Sprawując wymiar sprawiedliwości, sądy i sędziowie strzegą prawa.

Publikacja: 13.09.2022 11:10

Maksymilian Stanulewicz: Czy prawnicy chcą władzy?

Foto: Adobe Stock

Niedawno głośno było o wypowiedzi Andrzeja Dudy, który komentując zawirowania wokół SN, KPO i sądownictwa, raczył stwierdzić, że „trwa walka polskiej racji stanu ze środowiskiem prawniczym, które chce władzy”. Pomijając niezręczność głowy państwa w jej wypowiedziach o wymiarze sprawiedliwości, przypomnieć należy kilka fundamentalnych zasad, które nawet prawnikowi, jakim jest Andrzej Duda, w ferworze walki politycznej umykają.

Czytaj więcej

Andrzej Duda: środowiska sędziowskie po prostu chcą władzy

Powrót do źródeł

Jak pisał kiedyś Tomasz Jefferson, przestrzeganie praw jest o wiele ważniejsze od ich ustanawiania.

Po siedmiu już latach prezydentury Andrzeja Dudy na ponury truizm zakrawa stwierdzenie, że w świetle art. 126 ust.2 Konstytucji RP prezydent jest jej strażnikiem. A to na ustawie zasadniczej, w jej art. 10 ustawodawca oparł ustrój demokratycznego państwa prawnego, jakim powinna być Rzeczpospolita Polska, na zasadzie podziału i równowagi trzech władz: ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej. Ta ostatnia jest sprawowana przez sądy i trybunały. Wbrew zatem przekonaniu prezydenta, prawnicy, a ściślej sędziowie, taką władzę mają i wykonują. Jest im władza sądownicza powierzona przez Konstytucję RP, z którą zgodne jej wykonywanie jest polską racją stanu.

Czytaj więcej

Maksymilian Stanulewicz: Lepsze zawsze jest wrogiem dobrego

Polscy politycy, zwłaszcza z obozu reprezentowanego przez Prezydenta, mają problemy z zaakceptowaniem i realizacją zasady podziału oraz równowagi władzy. Celowo nie pada tu sformułowanie „trójpodział władzy”, które jest powszechnie przyjętym neologizmem, niemającym nic wspólnego z Monteskiuszem. Autorem tego pojęcia był Tadeusz Boy-Żeleński, który tłumacząc „O duchu praw”, zastąpił Monteskiuszowską dystrybucję trzech władz właśnie „trójpodziałem”. Dlatego owego pojęcia próżno szukać w Konstytucji. Tymczasem, jak pisze Ryszard Piotrowski, „Wyodrębnienie władzy sądowniczej jako niezależnej od innych władz jest współistotne zasadzie demokratycznego państwa prawnego oraz zasadzie podziału władz i ich roli w dziedzinie zagwarantowania praw jednostki „przez uniemożliwienie nadużywania władzy przez którykolwiek ze sprawujących ją organów”.

Jak istotne jest owo rozdzielenie, wskazywał Trybunał Konstytucyjny, który w swoim orzecznictwie niejednokrotnie pochylał się nad tym zagadnieniem. TK uznał m.in., że system organów państwowych, rozdzielonych i określonych co do swej istoty oraz kompetencji, nie tylko powinien zawierać wewnętrzne mechanizmy zapobiegające nadużyciom władzy, ale również określać „szczególne” stosunki między władzą sądowniczą a pozostałymi (uzasadnienie wyroku z 29 listopada 2005 r.).

Podział czy separacja?

W państwie prawa, wobec istnienia zasady podziału, istnieją różne formy stosunków między władzą wykonawczą a ustawodawczą, a zatem między egzekutywą (rząd, prezydent) a parlamentem. Inna jest przecież relacja prezydent – parlament w USA (system prezydencki), a inna w Czechach czy we Włoszech, gdzie głowę państwa wyłania parlament, a gabinet odzwierciedla mozaikę zasiadających w nich ugrupowań. Odmiennie kształtuje się pozycja rządu w Zjednoczonym Królestwie (monarchia konstytucyjna, rządy parlamentarne), a inaczej w Polsce, gdzie urząd prezydencki został wyposażony w silne kompetencje, niemające precedensu w modelu parlamentarno-gabinetowym.

W zależności od przyjętego modelu podziału władze mogą być w różny sposób ze sobą powiązane, inaczej na siebie oddziaływać, współpracować, ale i rywalizować w wielu wymiarach, zwłaszcza wtedy, kiedy ich kompetencje się krzyżują czy nakładają. W tych przypadkach podział oznacza również wpływanie celem zachowania owej Hamiltonowskiej zasady równowagi.

Jedno założenie ustrojowe jednak nie powinno budzić żadnej wątpliwości: to, że władza sądownicza musi pozostawać w separacji od innych władz. Ta ostatnia jest czymś więcej niż podział. Jest to swoisty zakres niezależności przysługujący wyłącznie sądom i trybunałom, bo one tylko mogą wykonywać wymiar sprawiedliwości. Co więcej, pozostałe władze nie powinny ingerować w te działania czy w nich uczestniczyć. Wynika to ze szczególnego powiązania władzy sądowniczej z ochroną praw jednostki (TK w uzasadnieniu orzeczenia z 21 listopada 1994 r.).

Gwarancje odrębności są tak istotne, że w demokratycznym państwie prawa wykluczone jest, poza specjalnymi procedurami (impeachment) , by rząd czy parlament wykonywały władzę sądowniczą. Nie jest to wyodrębnienie wyłącznie funkcjonalnie, czyli ograniczone do orzekania, ale o wiele szersze, podmiotowe.

Przesądza o tym art. 173 Konstytucji RP, zgodnie z którym władza sądownicza stanowi wyodrębnioną, samodzielną i autonomiczną strukturę w systemie organów państwa. Takich regulacji nie posiada w polskiej ustawie zasadniczej żadna inna władza.

Gwarancją tak rozumianej odrębności są dwie zasady: niezawisłości sędziów i niezależności sądów.

Powszechnie przyjmuje się, że gwarancje niezawisłości i niezależności pojawiły się w Europie wraz z państwem konstytucyjnym, a zatem już pod koniec XVII w. Wówczas to, w wyniku zwycięstwa Chwalebnej Rewolucji z 1688 r., władzę nad Anglią objęli z woli Parlamentu królowa Maria , córka zegnanego Jakuba II oraz jej mąż, „przeklęty garbus” Wilhelm Orański, stadhouder (namiestnik) Zjednoczonych Prowincji Niderlandów. Dla objęcia tronu zaprzysięgli oni najpierw Bill o Prawach (Bill of Rigts 1689), a następnie ustawę sukcesyjną (Act of Settlement 1690), które zapewniały uczciwy sąd, dożywotności sędziów oraz stałe i godne ich wynagradzanie.

Gdyby cofnąć się w czasie i stanąć nad Wisłą, okazałoby się, że wiele rozwiązań ustrojowych Rzeczypospolitej wyprzedzało myśl i praktykę prawną Zachodu. Wspomnieć wystarczy o poręczeniu przez władcę nietykalności mienia i osoby bez wyroku sądowego, zapewnionych szlachcie w przywilejach jagiellońskich w XV w., które to gwarancje powszechnie w nauce światowej utożsamia się z angielskim Habeas Corpus Act z…1679 r. Podobnie z niezależnością sądownictwa i niezawisłością sędziów. Jedni widzą ich początek na ziemiach polskich w momencie ustanowienia Trybunału Koronnego (1578 r.), inni w słynnym fragmencie Artykułów henrykowskich z 1573 r.: Sprawiedliwość pospolitą sądową kraje Korony Polskiej niektóre sobie zezwoliły ujmując ją z osoby królewskiej; czego my im pozwalamy i hamować nie mamy.

Nie zmienia to faktu, że upadek monarchii absolutnych i zwycięski marsz konstytucjonalizmu zapewnił rozwój niezależnego i niezawisłego sądownictwa na kontynencie europejskim. Wprowadzono je we Francji napoleońskiej (1808), Szwecji (1810), częściowo w Prusach (1850), a następnie w II Rzeszy (1877), Austro-Węgrzech (1867), a nawet w Rosji carskiej (1864). W niepodległej Polsce idea niezawisłości sędziowskiej znalazła swoje miejsce w art. 77 Konstytucji marcowej (1921), chociaż regulacja konstytucyjna nie w pełni gwarantowała nieusuwalność sędziów.

Niezawisłość a niezależność

Wbrew potocznemu przekonaniu sąd niezawisły nie stanowi synonimu sądu niezależnego. Można w uproszczeniu stwierdzić, że w Konstytucji RP niezawisłość to atrybut sędziego, a niezależność – sądu jako organu.

Skoro niezależność sądu rozumiemy jako jego specjalne oddzielenie pod względem funkcji i organizacji od innych organów władzy, to niezawisłość sędziego polega na tym, że sędzia działa wyłącznie w oparciu o prawo, zgodnie ze swoim sumieniem i wewnętrznym przekonaniem.

Ustrojodawca nie jest jednak w tym rozróżnieniu do końca konsekwentny. W art. 45 ustawy zasadniczej używa pojęcia „sądu niezależnego i niezawisłego” jako gwarancji sprawiedliwego, bezstronnego i jawnego rozpatrzenia sprawy.

Takie ujęcie prowadzi do zasadniczego wniosku. Niezależność i niezawisłość to nie są jakieś abstrakcyjne pojęcia właściwe prawniczemu metajęzykowi, o których z takim lekceważeniem i udawanym niezrozumieniem wypowiadają się zarówno Prezydent, jak i politycy Zjednoczonej Prawicy czy jej akolici. Są to zasady niezbędne i fundamentalne państwa prawnego, które istnieją dla zapewnienie podstawowych praw i wolności człowieka oraz obywatela. Niezależność i niezawisłość nie jest także przywilejem sędziów, jak twierdzą politycy obozu rządzącego, bo sprawując wymiar sprawiedliwości, sędziowie i sądy strzegą prawa i chronią również prawa mniejszości i jednostek. Jak pisał Stanisław Dąbrowski, niezawisłość obejmuje szereg elementów: 1) bezstronność w stosunku do uczestników postępowania, 2) niezależność wobec organów pozasądowych, 3) samodzielność sędziego wobec władz i organów sądowych, 4) niezależność od wpływu czynników politycznych, 5) wewnętrzną niezależność sędziego.

Tak rozumiane niezależność i niezawisłość znajdują potwierdzenie w orzecznictwie krajowym (choć już nie Trybunału mgr Przyłębskiej) jak i europejskim (ETPC, TSUE).

I jeszcze jedna ważna sprawa. Niezawisłość sędziego nie oznacza jego apolityczności. Sędzia jak każdy obywatel ma prawo wyrażać swoje poglądy, krytykować władze, wypowiadać się o proponowanych przez nią rozwiązaniach, zwłaszcza w wymiarze sprawiedliwości. Nie może przenosić jednak swoich przekonań na salę sądową, gdyż jako sędzia podlega w swym orzekaniu wyłącznie Konstytucji i ustawom. Nie wyklucza to jednak rozproszonej kontroli konstytucyjności realizowanej przez niezawisłego sędziego w toku postępowania. I ten aspekt aktywności sędziowskiej obecna władza traktuje w kategoriach deliktu dyscyplinarnego. Tymczasem sędziowie ścigani przez rzeczników dyscyplinarnych, podejmują jedną ze swoich powinności, która w europejskim porządku prawnym jest traktowana jako nieodzowna składowa statusu sędziego, czyli nakaz ochrony porządku konstytucyjnego państwa.

Sędzia Kreyssig czekał

A że można być niezawisłym w czasach najmroczniejszych , niech świadczy przykład sędziego Lothara Kreyssiga. Jak pisze Maciej Jońca, w 1939 r. Hitler wydał tajny rozkaz uśmiercania osób psychicznie chorych. Odpowiedzialnym za przebieg operacji (kryptonim T4) uczynił szefa swojej kancelarii Philippa Bouhlera. Wymordowano w ten sposób ponad 100 tys. osób. Jako jeden z pierwszych prawdę odkrył Lothar Kreyssig, sędzia sądu opiekuńczego w Brandenburgu nad Hawelą. To on od 1933 r. odmawiał wstąpienia do NSDAP, powołując się na niezależność i niezawisłość sędziego. Analizując akta, zauważył, że zbyt wielu jego podopiecznych w dziwnych okolicznościach kończyło życie w małej austriackiej miejscowości Hartheim. Przekonany o ich wymordowaniu, zwrócił się 8 lipca 1940 r. z oficjalnym pisemnym protestem do ministra sprawiedliwości Rzeszy Franza Gürtnera. W trybie natychmiastowym wezwano go do Berlina, gdzie przybliżono mu szczegóły operacji, a nawet podano nazwisko jednego z koordynatorów. Ale reżim trafił na niezłomnego sędziego. Kreyssig udał się do prokuratury w Poczdamie, gdzie złożył doniesienie o popełnieniu morderstw przez Bouhlera. Ponownie wezwany przez ministra, w listopadzie 1940 r. został poinformowany, że inicjatorem eksterminacji jest sam Führer. Kreyssig odmówił uznania praworządności tego faktu, mówiąc „Słowo Führera nie tworzy prawa”. Usłyszał, że ktoś taki nie może być sędzią w Niemczech. Przymusowo przeniesiony w stan spoczynku w 1942 r., Kreyssig szybko uporządkował swoje sprawy osobiste i spokojnie czekał na gestapo. Nikt jednak po niego nie przyszedł. Sam Kreyssig, który ukrywał dwie Żydówki, dożył późnej starości.

Autor jest profesorem na Wydziale Prawa i Administracji UAM

Niedawno głośno było o wypowiedzi Andrzeja Dudy, który komentując zawirowania wokół SN, KPO i sądownictwa, raczył stwierdzić, że „trwa walka polskiej racji stanu ze środowiskiem prawniczym, które chce władzy”. Pomijając niezręczność głowy państwa w jej wypowiedziach o wymiarze sprawiedliwości, przypomnieć należy kilka fundamentalnych zasad, które nawet prawnikowi, jakim jest Andrzej Duda, w ferworze walki politycznej umykają.

Powrót do źródeł

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Rzecz o prawie
Marek Domagalski: Uchwała SN może złagodzić frankowe spory
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Rzecz o prawie
Joanna Parafianowicz: Dyskusja, a nie krucjata
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Andrzej Duda też chciał złagodzić prawo aborcyjne
Rzecz o prawie
Ewa Szadkowska: Króliczek zwany deregulacją
Rzecz o prawie
Maria Szczepańska: Można „celować” w sędziego, który statystycznie nie odmawia