Polscy politycy, zwłaszcza z obozu reprezentowanego przez Prezydenta, mają problemy z zaakceptowaniem i realizacją zasady podziału oraz równowagi władzy. Celowo nie pada tu sformułowanie „trójpodział władzy”, które jest powszechnie przyjętym neologizmem, niemającym nic wspólnego z Monteskiuszem. Autorem tego pojęcia był Tadeusz Boy-Żeleński, który tłumacząc „O duchu praw”, zastąpił Monteskiuszowską dystrybucję trzech władz właśnie „trójpodziałem”. Dlatego owego pojęcia próżno szukać w Konstytucji. Tymczasem, jak pisze Ryszard Piotrowski, „Wyodrębnienie władzy sądowniczej jako niezależnej od innych władz jest współistotne zasadzie demokratycznego państwa prawnego oraz zasadzie podziału władz i ich roli w dziedzinie zagwarantowania praw jednostki „przez uniemożliwienie nadużywania władzy przez którykolwiek ze sprawujących ją organów”.
Jak istotne jest owo rozdzielenie, wskazywał Trybunał Konstytucyjny, który w swoim orzecznictwie niejednokrotnie pochylał się nad tym zagadnieniem. TK uznał m.in., że system organów państwowych, rozdzielonych i określonych co do swej istoty oraz kompetencji, nie tylko powinien zawierać wewnętrzne mechanizmy zapobiegające nadużyciom władzy, ale również określać „szczególne” stosunki między władzą sądowniczą a pozostałymi (uzasadnienie wyroku z 29 listopada 2005 r.).
Podział czy separacja?
W państwie prawa, wobec istnienia zasady podziału, istnieją różne formy stosunków między władzą wykonawczą a ustawodawczą, a zatem między egzekutywą (rząd, prezydent) a parlamentem. Inna jest przecież relacja prezydent – parlament w USA (system prezydencki), a inna w Czechach czy we Włoszech, gdzie głowę państwa wyłania parlament, a gabinet odzwierciedla mozaikę zasiadających w nich ugrupowań. Odmiennie kształtuje się pozycja rządu w Zjednoczonym Królestwie (monarchia konstytucyjna, rządy parlamentarne), a inaczej w Polsce, gdzie urząd prezydencki został wyposażony w silne kompetencje, niemające precedensu w modelu parlamentarno-gabinetowym.
W zależności od przyjętego modelu podziału władze mogą być w różny sposób ze sobą powiązane, inaczej na siebie oddziaływać, współpracować, ale i rywalizować w wielu wymiarach, zwłaszcza wtedy, kiedy ich kompetencje się krzyżują czy nakładają. W tych przypadkach podział oznacza również wpływanie celem zachowania owej Hamiltonowskiej zasady równowagi.
Jedno założenie ustrojowe jednak nie powinno budzić żadnej wątpliwości: to, że władza sądownicza musi pozostawać w separacji od innych władz. Ta ostatnia jest czymś więcej niż podział. Jest to swoisty zakres niezależności przysługujący wyłącznie sądom i trybunałom, bo one tylko mogą wykonywać wymiar sprawiedliwości. Co więcej, pozostałe władze nie powinny ingerować w te działania czy w nich uczestniczyć. Wynika to ze szczególnego powiązania władzy sądowniczej z ochroną praw jednostki (TK w uzasadnieniu orzeczenia z 21 listopada 1994 r.).
Gwarancje odrębności są tak istotne, że w demokratycznym państwie prawa wykluczone jest, poza specjalnymi procedurami (impeachment) , by rząd czy parlament wykonywały władzę sądowniczą. Nie jest to wyodrębnienie wyłącznie funkcjonalnie, czyli ograniczone do orzekania, ale o wiele szersze, podmiotowe.