Od początku sprawy sądowej trzeba unikać błędów, a kontrolę nadzwyczajną należy zostawić jako ostateczność.
Pokazuje to zeszłotygodniowa sprawa przed Izbą Kontroli Nadzwyczajnej Sądu Najwyższego o naprawienie wadliwie przeprowadzonej przed jednym z sądów rejonowych adopcji rodzeństwa do USA, którą urzędnik imigracyjny po trzech latach zakwestionował, gdyż nie zastosowano w polskim sądzie bardziej rygorystycznej procedury właściwej dla adopcji zagranicznej.
Sędzia rodzinna była bardzo uczynna, ale zastosowała złe prawo, a ówczesny pełnomocnik rodziny nie interweniował. Doszło do adopcji i wszyscy byli zadowoleni. Ale nie ma teraz żadnej prawnej drogi, by mieszkającym w USA dzieciom na wizach turystycznych z rodzicami mającymi obok polskiego także amerykańskie obywatelstwo nadać ten status, a przynajmniej kartę stałego pobytu. Ostatnią nadzieją była skarga nadzwyczajna RPO, ale i jego urzędnicy w ostatniej chwili zorientowali się, że ustawa nie przewiduje skargi nadzwyczajnej w tych sprawach, podobnie zresztą jak od rozwodu, jeśli któryś z byłych małżonków zawarł nowy związek. Chodzi bowiem o tzw. stabilność prawa, w tych wypadkach związków rodzinnych. Tymczasem w powołanej sprawie, akurat skarga nadzwyczajna by się przydała, bo nie chodzi o podważenie relacji rodzinnych, ale ich uporządkowanie, czyli status dzieci.
Czytaj więcej
Błędu sądu, który zgodził się na adopcję dzieci, przeoczając, że trafią do USA, nie da się naprawić.
Ktoś powie: to rozszerzmy skargę nadzwyczajną na wszystkie sprawy, przecież SN oszczędnie uchyla prawomocne wyroki. To jest jakiś pomysł, ale obawiam się, że nie najważniejszy.