Ubiegły rok był rekordowy pod względem przyrostu zapotrzebowania na pracowników z zagranicy. Do urzędów zgłoszono aż 260 tys. wniosków o zatrudnienie cudzoziemców i wydano 41 tys. pozwoleń na prace. Liczby te odnoszą się do obywateli państw spoza obszaru Unii Europejskiej. Obywatele UE nie potrzebują bowiem zezwolenia na pracę w Polsce. Znacznie ułatwiono też zatrudnianie Białorusinów, Gruzinów, Rosjan, Ukraińców i obywateli Mołdowy.
Polityka migracyjna bardziej liberalna
W 2011 roku Polska zliberalizowała politykę zatrudniania obywateli z sąsiednich krajów, które nie należą do UE. Z obowiązku posiadania zezwolenia na pracę zwolnieni zostali obywatele Białorusi, Gruzji, Mołdowy, Rosji i Ukrainy wykonujący pracę przez okres nieprzekraczający 6 miesięcy w ciągu roku. W tym roku planowana jest dalsza liberalizacja, co spowoduje jeszcze większy niż dotychczas napływ sąsiadów.
Pracownicy z tych krajów są chętnie zatrudniani w rolnictwie i sektorze budowlanym. Często wykonują proste prace fizyczne, słabo płatne, na które nie ma chętnych wśród Polaków.
- Zwiększone zapotrzebowanie na pracowników z zagranicy to sygnał świadczący o coraz lepszej kondycji naszej gospodarki. Polacy te same proste, sezonowe prace w rolnictwie czy budownictwie jeszcze do niedawna wykonywali (i wciąż wykonują) w Niemczech, Anglii czy Włoszech, jednak za o wiele większe stawki. Wynagrodzenia w Polsce są już mało atrakcyjne dla naszych rodaków, ale z kolei pozwalają zarobić gastarbeiterom ze wschodu, którzy przecież część zarobionych pieniędzy wydadzą na miejscu – mówi Waldemar Paturej z Grupy HRC.
Więcej pracowników z Zachodu
Coraz więcej obywateli państw UE osiedla się w Polsce - tutaj znajduje pracę, bądź zakłada firmę. Przykładem są choćby obywatele Włoch, Grecji czy Hiszpanii, którzy chętnie zajmują się gastronomią. Jednak główny nurt to menedżerowie z Unii, ale też ze Stanów Zjednoczonych, Kanady, Rosji czy Chin, którzy pracują w polskich oddziałach zagranicznych koncernów.