Tak wysokiego, prawie 318-tysięcznego napływu nowych bezrobotnych w ciągu miesiąca nie było od 12 lat, odkąd Ministerstwo Pracy prowadzi statystyki. A wykreślenie z rejestrów 159 tysięcy bezrobotnych nie jest rekordem, tylko wręcz wartością mniej niż przeciętną. Pod koniec stycznia ok. 2,3 mln osób miało status bezrobotnych, a stopa bezrobocia – zgodnie z przewidywaniami – wyniosła 14,2 proc.
To o 1 pkt proc. więcej niż rok temu i o 0,8 pkt proc. więcej niż w grudniu. Tak wynika z danych GUS.
Ale, jak przewiduje Jacek Męcina, wiceminister pracy, nie jest to ostatni wzrost: – Szacuję, że w lutym bezrobocie będzie rosło o połowę wolniej niż w styczniu. W marcu spodziewam się jeszcze mniejszej dynamiki, a w kolejnych miesiącach i sezonowego spadku – mówi wiceminister.
Przyznaje, że niepokoją go zwolnienia grupowe (w styczniu na bezrobocie trafiło ponad 20 tysięcy osób zwolnionych w ramach zwolnień grupowych, a w ubiegłym roku ponad 100 tysięcy). Prognozuje 14,7–15 proc. bezrobocia na koniec marca.
– Wzrost bezrobocia i spadek zatrudnienia skupia się prędzej czy później na budżecie państwa – stwierdza Tomasz Kaczor, główny ekonomista BGK. – Mniej pracujących to mniej wpływów z PIT. A mniej pracy to mniej konsumpcji, czyli podatków pośrednich. Spadek liczby pracujących i niższy fundusz płac oznacza też mniej wpływów ze składek do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych i do Narodowego Funduszu Zdrowia – wylicza.