Choć przeciętne zarobki w Polsce rosną na tle innych krajów całkiem szybko, wciąż nie możemy dogonić konkurentów nawet z Europy Środkowo-Wschodniej. W 2011 r. nasze roczne średnie wynagrodzenia wyniosły 13,8 tys. dolarów i był to najniższy poziom wśród 29 członków OECD (Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju).

Więcej, choć niewiele, zarabiają w przeliczeniu na dolary mieszkańcy Węgier i Estonii – odpowiednio 14,18 tys. i 14,96 tys. Za to w porównaniu z krajami Europy Zachodniej różnice wciąż są ogromne. W najzamożniejszym pod tym względem kraju – Szwajcarii, średnia roczna płaca to 93,2 tys. dolarów, a więc ponad sześć i pół razy więcej niż u nas. W porównaniu z Norwegią nasze zarobki są prawie sześć razy niższe, z USA – 3,9 razy, a z Niemcami – 3,4 razy niższe.

Nieco lepiej wypadamy jeśli pod uwagę brany jest tzw. parytet siły nabywczej, uwzględniający różnice w cenach między krajami. W takim ujęciu Polska ma wynagrodzenia nawet najwyższe wśród krajów Europy Środkowo Wschodniej należących do OECD (oprócz Słowenii).

W tym zestawieniu nie ma np. Litwy, Łotwy, Bułgarii czy Rumunii. W tych krajach, według szacunków „Rz", płaca są jednak niższe niż w Polsce.