W październiku wejdzie w życie ustawa wprowadzająca powszechny wiek emerytalny 60 lat dla kobiet i 65 lat mężczyzn. To odwrócenie reformy z 2013 r. zakładającej stopniowe wydłużenie wieku do 67 lat dla obu płci.
W IV kwartale w efekcie tych zmian można więc spodziewać się kumulacji nowych klientów ZUS. Uprawnienia do świadczenia uzyskają bowiem nie tylko kobiety, które skończą wówczas 60 lat, ale także wszystkie panie w wieku między 60 a 61 lat i 8 miesięcy (czyli takie, które według obecnych zasad z przejściem na emeryturę musiałyby poczekać nawet do IV 2019 r.). W przypadku mężczyzn chodzi o osoby w wieku między 65 lat a 66 lat i 8 miesięcy.
Prezes ZUS Gertruda Uścińska potwierdziła ostatnio, że po wejściu w życie ustawy obniżającej wiek emerytalny tylko w ostatnim kwartale tego roku uprawnienia emerytalne zyska ok. 330 tys. osób, z czego 82 proc. może złożyć wniosek o świadczenie. Dla porównania w całym 2015 r. na emeryturę odeszło ok. 225 tys. osób, a w 2013 r. – 104 tys. osób. – Kryzys demograficzny dotychczas wydawał się jak yeti, wszyscy wiedzą, że jest, ale nikt go nie widział. Od października polski rynek pracy zacznie doświadczać go w pełnym wymiarze – komentuje Andrzej Kubisiak, dyrektor zespołu analiz i komunikacji w Work Service.
„Rzeczpospolita" zapytała samych pracodawców, zarówno z sektora prywatnego, jak i publicznego (bo liczba pracujących osób starszych w obu sektorach jest mniej więcej równa), czy i jak przygotowują się do nadchodzących zmian.
Przykładowo w samym Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych po prostu dopuszcza się możliwość ograniczenia stanu zatrudnienia. W tym roku uprawnienie emerytalne zyska ok. 3,1 tys. pracowników ZUS, gdyby wszyscy odeszli – liczba zatrudnionych zmniejszyłaby się o ok. 5 proc.