Ptasia grypa znowu straszy eksport. Hodowcy liczą straty

Już trzy ogniska ptasiej grypy w nowym roku to nie tylko straty hodowców, ale i zagrożenie dla eksportu drobiu.

Publikacja: 15.01.2024 03:00

Już trzy ogniska ptasiej grypy w nowym roku

Już trzy ogniska ptasiej grypy w nowym roku

Foto: Adobe Stock

Od początku roku Główna Inspekcja Weterynarii zanotowała trzy ogniska ptasiej grypy w hodowlach, w efekcie do utylizacji trafiło aż 90 tys. ptaków. Choć te liczby mogą robić wrażenie, to sytuacja jest lepsza niż przed trzema laty, gdy podczas epidemii po raz pierwszy od wejścia Polski do UE zmalała produkcja drobiu w naszym kraju.

Ptasia grypa to nie tylko zmartwienie rolników, ale też duży problem ekonomiczny, bo po wykryciu zarazy w stadzie, trzeba wybić wszystkie ptaki. To także wyzwanie dla dyplomacji gospodarczej, by wynegocjować z krajami trzecimi, które nasz drób kupują, by nie rezygnowały od razu z importu z terenu całej Polski.

Czytaj więcej

Drób z Ukrainy zagrożeniem dla polskich firm

Ptaki migrują i zarażają

To mrozy sprawiają, że migracja ptaków rusza. Tej zimy przyszły później, epidemia miała więc mniej czasu na rozwój. W Polsce sezon na ptasią grypę zaczyna się jesienią, mamy do tej pory 11 przypadków, w tym trzy w 2024 r. W całej Europie, według GIW, 13 ognisk w hodowlach i 35 u ptaków dzikich. To epidemia wirusowa, podobnie jak afrykański pomór świń (ASF). Leczenie jest więc niedostępne lub nieopłacalne. Jedynym sensownym zabezpieczeniem jest bioasekuracja, a zarażone stada hodowlane poddawane są utylizacji.

– Leczenie w przypadku drobiu jest nieekonomiczne, bo są to leki bardzo drogie i rachunki za leczenie przekraczałyby wartość zwierząt – mówi prof. Krzysztof Śmietanka, kierownik Zakładu Chorób Drobiu Państwowego Instytutu Weterynarii w Puławach. Wirus jest zmienny, mutuje, daje nowe warianty, dlatego ta walka jest trudna. Ekspert tłumaczy obrazowo, że wirus potrafi być tak zjadliwy, że wybija całe stado indyków w czasie oczekiwania na wyniki z laboratorium, potwierdzające chorobę, na które czeka się niespełna dobę.

Rzeczpospolita

Dlatego do utylizacji trafiło już w tym roku 39 tys. kaczek reprodukcyjnych z Wiszni Małej pod Wrocławiem, 33 tys. indyków rzeźnych z Redla w Zachodniopomorskiem i 18 tys. indyków z Lubelszczyzny.

Szczepionki są dopiero na etapie eksperymentalnym, Francuzi zaczęli szczepić kaczki, ale nie jest to rozwiązanie pozbawione wad. Jak tłumaczy prof. Śmietanka, szczepienie zmniejsza objawy, a nie chroni przed samym zakażeniem, dlatego samo w sobie nie zapobiegnie przenoszeniu wirusa. Ptaki, które wyglądają na pozór zdrowo, mogą mieć wirusa. I właśnie z tego powodu niektóre kraje zamykają się, by nie wprowadzić sobie takiego „konia trojańskiego” na rynek.

– Obawy krajów trzecich są jednak trochę na wyrost, gdyż w tej chwili ze względu na rozwój technologiczny dysponujemy czułym systemem, który pozwala na wykrywanie zakażenia w stadach szczepionych – mówi prof. Śmietanka.

Rzeczpospolita

Cenna regionalizacja

Polska jest największym producentem mięsa drobiowego w UE i trzecim eksporterem na świecie. Eksportujemy ok. 60 proc. produkcji, więc otwartość rynków ma pierwszorzędne znaczenie, a biznes musi mieć przygotowane strategie. Inna sprawa, że sprzedajemy głównie na rynek unijny, gdzie regionalizacja jest uznawana (ptasia grypa w jednym regionie kraju nie powoduje zakazu importu z innych – red.). A z krajów trzecich w 2022 r. sprzedawaliśmy mięso drobiowe za 2,8 mld zł do Wielkiej Brytanii i za 362 mln zł do Konga. Żywy drób trafia na Białoruś i do Albanii.

Jedno ognisko ptasiej grypy może zaszkodzić całemu regionowi, bo wstrzymuje eksport drobiu z danego powiatu, a czasem nawet z województwa. Do niedawna kontrakty tracił cały kraj. Polska przećwiczyła to na własnej skórze na obiecującym rynku Japonii, gdzie polscy drobiarze wysłali pierwsze dostawy drobiu i przetarli ścieżki, ale ptasia grypa zakończyła współpracę. Dopiero w ub.r. Japonia zgodziła się uznać regionalizację na poziomie województw.

Z rynku Chin już z tego powodu wypadliśmy na dobre, a Filipiny dopuściły regionalizację na podobnym poziomie dopiero w ub.r., nadal opiera się tej decyzji RPA.

Czytaj więcej

Zła wiadomość na Wielkanoc. Jak bardzo mogą zdrożeć jajka?

– W momencie wystąpienia już pierwszego ogniska Polska traci status kraju wolnego od grypy ptaków i w tym momencie część rynków eksportowych z automatu się zamyka – mówi Izabela Topolska, pełnomocnik zarządu ds. jakości w firmie GK SuperDrob i CPF Poland, dużego producenta mięsa drobiowego. Podkreśla, że regionalizacja w przypadku grypy ptaków jest niezmiernie potrzebna, by umożliwić zakładom eksport w pełni bezpiecznego drobiu, z obszarów nieobjętych ograniczeniami związanymi z wystąpieniem choroby.

– Najbardziej komfortową sytuacją dla polskiej branży byłoby, gdyby wszystkie kraje uznawały regionalizację na poziomie powiatów. My jako firma działamy w taki sposób, by tego typu ewentualne zakłócenia nie oddziaływały negatywnie na prowadzenie biznesu – mówi Topolska.

Można się przyzwyczaić

Zdaniem analityków obecna sytuacja nie ma istotnego znaczenia dla eksportu, producenci nauczyli się już żyć z nawracającą grypą ptaków, a uznawanie regionalizacji zmniejsza negatywny wpływ na możliwości sprzedaży. – Główne ryzyko obecnie dotyczy skutków dla bazy produkcyjnej, gdyby nastąpiło pogorszenie sytuacji epizootycznej w kraju – mówi Grzegorz Rykaczewski, ekspert rynków rolnych z Banku Pekao.

Szczególnie ryzykowny byłby scenariusz, w którym ogniska wirusa skoncentrują się na terenach o dużej intensywności produkcji, np. na Mazowszu, jak w 2021 r. Wysoka presja wirusa na obszarze, gdzie jest sporo gospodarstw drobiarskich, utrudnia i przedłuża walkę z nim, eskalując negatywne skutki dla produkcji. Wpływ jest większy, gdy poszkodowane zostaną gospodarstwa produkujące jaja wylęgowe i pisklęta – straty w tym segmencie mogą opóźnić odbudowę zdolności produkcyjnych o wiele miesięcy. Jednak obecnie ryzyko tego scenariusza jest małe.

Od początku roku Główna Inspekcja Weterynarii zanotowała trzy ogniska ptasiej grypy w hodowlach, w efekcie do utylizacji trafiło aż 90 tys. ptaków. Choć te liczby mogą robić wrażenie, to sytuacja jest lepsza niż przed trzema laty, gdy podczas epidemii po raz pierwszy od wejścia Polski do UE zmalała produkcja drobiu w naszym kraju.

Ptasia grypa to nie tylko zmartwienie rolników, ale też duży problem ekonomiczny, bo po wykryciu zarazy w stadzie, trzeba wybić wszystkie ptaki. To także wyzwanie dla dyplomacji gospodarczej, by wynegocjować z krajami trzecimi, które nasz drób kupują, by nie rezygnowały od razu z importu z terenu całej Polski.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Rolnictwo
Cebula towarem wyborczym w Indiach
Rolnictwo
Farmerzy znad Wisły liczą pieniądze z dopłat i organizują protesty
Rolnictwo
Afera w rządzie Ukrainy. Minister podejrzany o kryminalny proceder
Rolnictwo
Polska wspomaga wojenną kasę Rosji importując nawozy. Najwięcej w UE
Rolnictwo
Węgry ograniczą import produktów rolnych z Ukrainy. Rosja zadowolona