Rafał Tomański: Mam broń, mogę łowić

Na przełomie lat 50. i 60. ubiegłego wieku, gdy w amerykańskiej telewizji królowały serial o dzikim zachodzie, jednym z najpopularniejszych był "Have Gun - Will Travel". W dosłownym tłumaczeniu "mam broń, mogę podróżować". Zwrot wszedł do potocznego języka sugerując, iż wypowiadający takie słowa jest gotowy podjąć każdej pracy dysponując jakimś konkretnym rekwizytem. Wystarczyło zmienić "broń" na coś innego. W przypadku najnowszych doniesień z Morza Południowochińskiego pierwsza część zdania zostaje bez zmian. Za to podróżowanie trzeba zmienić na łowienie ryb.

Publikacja: 12.09.2018 15:04

Rafał Tomański: Mam broń, mogę łowić

Foto: rp.pl

W najnowszym raporcie amerykańskiego departamentu obrony po raz drugi w historii podkreślono rosnącą rolę nowej formacji chińskiej armii. Opublikowany w sierpniu dokument mówi o członkach morskiej milicji (dokładnie People's Armed Forces Maritime Militia, PAFMM), cywilach-rezerwistach gotowych do mobilizacji w każdej chwili na potrzeby działań chińskiej marynarki. "PAFMM odgrywa ważną rolę w działaniach o charakterze represyjnym, dzięki którym Chiny osiągają polityczne cele bez prowadzenia walki" - napisano w amerykańskim raporcie, rolę nowej formacji odnotował także japoński MON w tegorocznym podsumowaniu regionu.

PAFMM to nie dotychczasowa marynarka wojenna ani straż przybrzeżna. Dowódca amerykańskiej floty Pacyfiku, admirał Scott Smith w ubiegłym roku twierdził, że nowa jednostka ma określone dowództwo i nie postępuje chaotycznie. Przestrzega, by nie postrzegać jej w kategoriach morskich piratów, którzy działali by na własny rachunek. Nie wiadomo, jak liczne są nowe siły, ale z pewnością chińska milicja złożona z rybaków nie ma sobie równych na całym świecie.

Posiadanie takiej formacji, która ze względu na skłonność do bezkompromisowych działań, swoją skalę i odgórne, rządowe skoordynowanie działań, jest w stanie wywierać presję na terenach, do których Pekin rości sobie prawa, ma niebagatelne znaczenie w przypadku niekończących się sporów na Morzu Południowochińskim. 12 lipca br. minęły dwa lata od wyroku Międzynarodowego Trybunału Arbitrażowego ds. morza, który wykluczył prawo Chin do skrawków terenu, niewielkich skalnych formacji leżących na obszarze archipelagów Spratly i Paraceli. Pomimo przegranej z Filipinami, które w 2013 roku wniosły na chińskie działania oficjalną skargę, Chiny nie zmieniły swojej taktyki i wciąż rozbudowują sporne tereny, tworzą tzw. sztuczne wyspy uzbrajając je w coraz nowsze rakiety, budując na nich lądowiska zdolne przyjmować bombowce strategiczne i stawiając nowoczesne radary. Na nic nie zdają się długotrwałe protesty międzynarodowej społeczności, która krytykuje takie postępowanie Pekinu oraz to, że przeciw chińskiej polityce terytorialnej protestuje poza Filipinami większa grupa państw regionu: Wietnam, Malezja, Brunei, Indonezja i Tajwan. Rybacy-rezerwiści są asem w rękawie dla Pekinu. Tam, gdzie nie będą w stanie zagrozić wietnamskim czy filipińskim jednostkom zbrojnym wystąpieniem swojej marynarki czy straży przybrzeżnej, mogą zawsze wysłać PAFMM jako argument siły.

Nowa formacja jest coraz częściej określana jako element wojny hybrydowej prowadzonej na Morzu Południowochińskim przez Chiny. Wspominana w tytule broń nie jest jednak tak oczywista jak można by sądzić. Rybacy nie mają pistoletów ani karabinów maszynowych na kutrach (choć niektórzy z nich dysponują bronią do osobistej obrony oraz korzystają z armatek wodnych), natomiast kadłuby ich jednostek są wzmacniane na tyle, by mogły taranować inne łodzie. Takiego działania doświadczyli wietnamscy rybacy, Japończycy spierający się z Chinami o wyspy Senkaku/Diaoyu, a także południowokoreańska straż przybrzeżna staranowana przez dwa chińskie kutry na Morzu Żółtym w październiku 2016 roku. Analitycy nie kryją, iż istnieje szansa na to, że takimi gotowymi na wszystko rybakami mogą być w rzeczywistości przeniesieni do rezerwy żołnierze chińskiej armii. Pekin podjął w ubiegłym roku decyzję o kadrowych cięciach - liczebność armii ma zostać zmniejszona o 300 tys. 

PAFMM nie jest wojskiem, ale jednostkami cywilnymi. Z tego powodu straże przybrzeżna państw sąsiadujących z Chinami, dla których nielegalne połowy tych pierwszych stanowią coraz większy problem, nie chcą podejmować zbrojnych działań i ryzykować zatopienia cywilnego kutra. Mimo iż znajdujący się na nim rybacy mogą być o wiele bardziej agresywni niż można się spodziewać.

Hybrydowy, asymetryczny i tym samym trudny do przewidzenia i przeciwdziałania charakter PAFMM nazywanej także "trzecią flotą" Chin to prawdziwe wyzwanie dla państw regionu. Rybacy nowej ery mają na koncie "osłanianie" platformy nr 981, która notorycznie naruszała wietnamskie wody przed czterema laty; zatknięcie chińskiej flagi na niezamieszkałej rafie Sand Cay na terenie archipelagu Spratly; przejęcie filipińskiej wysepki Thitu przed rokiem; wreszcie również ubiegłoroczne skoordynowane manewry kutrów wokół japońskich wspominanych Senkaku (dla Chińczyków to wyspy Diaoyu). Bezkompromisowe podejście Pekinu, który nie chce już pokornie skrywać swoich mocarstwowych ambicji, stwarza poważny problem nowej ery.

"Trzecia flota" to nie jedyna nowa jednostka militaryzujących się Chin. Coraz większym zagrożeniem stają się grupy hakerów nadzorowanych przez armię. Działalność w cyber przestrzeni stwarza nieograniczone możliwości siania zamętu: od wprowadzania w życie fałszywych informacji (nieschodzących z ust światowych mediów tzw. fake newsów), ingerowanie w wybory poprzez wpływanie na światopogląd obywateli, czy wymuszanie dowolnych sum pieniędzy na masową skalę w zorganizowanych akcjach. Hakerzy z chińskiego Hajnanu - przed terytorialnymi sporami o archipelagi na Morzu Południowochińskim ta wyspa uchodziła za południowy kraniec całych Chin - mają podobno na koncie mieszanie się w lipcowe wybory w Kambodży. Cyber przestępstwa stwarzają także zagrożenia dla Wietnamu, dlatego rząd w Hanoi w połowie roku (dokładnie 12 czerwca) przyjął nowe prawo, które wejdzie w życie 1 stycznia 2019 roku. Dane z połowy ub.r. dowodzą, iż 67 proc. obywateli Wietnamu korzysta z internetu, kraj znajduje się na 12. miejscu pod tym względem na świecie. Wraz z nasycaniem rynku wzrasta liczba przestępstw i zorganizowanych grup przestępczych wyłudzających środki z bankomatów, wirtualnych portfeli oraz internetowych przekazów pieniężnych. Jakkolwiek ochrona własnych obywateli przed nowym typem krajowych oraz międzynarodowych cyber zagrożeń nie budzi wątpliwości, nowe prawo z Hanoi wywołuje komentarze na świecie ze względu na wprowadzenie przymusu przechowywania danych na terenie Wietnamu. Punkt trzeci artykułu 26., który nakłada taki obowiązek na każdą, również zagraniczną firmę działającą na terenie Wietnamu, podawany jest jako przykład nowej praktyki cyfrowego protekcjonizmu. Nie wiadomo do końca, z jakimi nowymi wymogami dla biznesu będzie się wiązać w praktyce, jednak z pewnością wietnamski model będzie stanowił wyzwanie zarówno dla działalności chińskich hakerów jak i międzynarodowych organizacji wolnego handlu (jak umowa z UE, tzw. EVFTA, czy nowa wersja TPP obejmująca 11 krajów regionu Pacyfiku).

W najnowszym raporcie amerykańskiego departamentu obrony po raz drugi w historii podkreślono rosnącą rolę nowej formacji chińskiej armii. Opublikowany w sierpniu dokument mówi o członkach morskiej milicji (dokładnie People's Armed Forces Maritime Militia, PAFMM), cywilach-rezerwistach gotowych do mobilizacji w każdej chwili na potrzeby działań chińskiej marynarki. "PAFMM odgrywa ważną rolę w działaniach o charakterze represyjnym, dzięki którym Chiny osiągają polityczne cele bez prowadzenia walki" - napisano w amerykańskim raporcie, rolę nowej formacji odnotował także japoński MON w tegorocznym podsumowaniu regionu.

Pozostało 91% artykułu
Publicystyka
Jacek Czaputowicz: Nie łammy nuklearnego tabu
Publicystyka
Maciej Wierzyński: Jan Karski - człowiek, który nie uprawiał politycznego cwaniactwa
Publicystyka
Paweł Łepkowski: Broń jądrowa w Polsce? Reakcja Kremla wskazuje, że to dobry pomysł
Publicystyka
Jakub Wojakowicz: Spotify chciał wykazać, jak dużo płaci polskim twórcom. Osiągnął efekt przeciwny
Publicystyka
Tomasz Krzyżak: Potrzeba nieustannej debaty nad samorządem