Trudno się dziwić, że w czasie największego fizycznego zagrożenia dla kraju od czasu stanu wojennego kryzys dopadł także władzę. Albo z niego wyjdzie – poobijana i poraniona czołgając się do wyborów – albo Jarosław Kaczyński uzna to za nieopłacalne i odda władzę nad pandemią opozycji, być może w pakiecie z Jarosławem Gowinem.
Prezes prze do wyborów w jakiejkolwiek formie z kilku powodów. Przede wszystkim boi się, że później będzie gorzej. Nie wierzy w to, że jesień przyniesie uspokojenie, a wie, że wytrzymałość obywateli i kasy państwa będzie się wtedy kurczyć w błyskawicznym tempie. Precyzyjnie wyraził to Zbigniew Ziobro w wywiadzie dla „Super Expressu”, mówiąc, że według specjalistów „epidemia potrwa co najmniej rok, a może nawet dwa lata, a swoje apogeum osiągnie najpewniej za kilka miesięcy, i w tym sensie lepiej jest wybory przeprowadzić korespondencyjnie 10 maja niż w apogeum pandemii”. I zapewnił, że w tej sprawie „stoi po stronie Jarosława Kaczyńskiego”.
Ta analiza brzmi racjonalnie i pomaga zrozumieć paniczną niechęć obozu władzy do przełożenia wyborów.
Poza tym gołym okiem widać, że prezydent Duda nie ma pomysłu na pandemię. Na początku próbował stanąć na czele obozu walki z zarazą, ale ministra Łukasza Szumowskiego nie ma szans przebić. Roli więc dla siebie nie znalazł i zajął się TikTokiem. Jeśli kampania potrwałaby dłużej, mógłby mieć jeszcze lepsze pomysły.
A skąd się wzięła koncepcja powszechnego głosowania korespondencyjnego, nazywanego już „kopertowym”? To sposób PiS na oddalenie głównego zagrożenia, które godzi w wizerunek partii: zarzutu działania przeciw zwykłym ludziom. Tym, którzy się boją wirusa albo mają kłopot z dostępem i użytkowaniem internetu. A to zdecydowana większość obywateli. Sondaże pokazały, że ok. 70 proc. głosujących nie chce majowego terminu z powodu zagrożenia. Projekt likwidujący punkty wyborcze został więc złożony przez PiS, ale nie po to, żeby go uchwalić (to nie jest możliwe w związku z przewagą opozycji w Senacie i 30 dniami na proces legislacyjny), tylko po to, by ratować wizerunek „partii zwykłych ludzi”.