W bestiariuszu spisywanym przez krytyków III Rzeczypospolitej obok układu, salonu i elity umieszczone zostały korporacje. Nie chodzi wcale o te potężne, niekiedy ponadnarodowe przedsiębiorstwa i spółki znane w świecie biznesu pod taką właśnie nazwą, lecz o stosunkowo niewielkie organizacje i środowiska działające niemal wyłącznie na krajowym rynku i przybierające prawną postać samorządu zawodowego.
Podstawowe zarzuty wysuwane przeciwko korporacjom zawodowym, zwłaszcza prawniczym i medycznym – to skłonność do ekskluzywizmu, egoistyczna obrona interesów własnego środowiska oraz ochrona udzielana, nieraz wbrew prawu, nieuczciwym jego członkom. Część z tych zarzutów była i nadal jest w konkretnych przypadkach uzasadniona, ale powody, dla których były one podnoszone, zostały rozdymane do zdecydowanie przesadnych wymiarów. Dlatego też proponowane i zastosowane remedia mające usunąć domniemane lub zaistniałe z ich powodu zło były często dysproporcjonalne wobec jego nasilenia i rozprzestrzenienia.
Co jednak ważniejsze, u podstawy niechęci wobec korporacji zawodowych leży szczególna koncepcja życia społecznego, którą trudno, moim zdaniem, zaakceptować. Jest ona bowiem z jednej strony nierealistyczna, a z drugiej szkodliwa.
Koncepcja ta zakłada, że głównym, a nawet jedynym obrońcą interesu publicznego, a nawet prywatnego, winno być państwo reprezentowane przez swą administrację. Tylko ona jest w stanie wznieść się ponad egoizm indywidualny i grupowy oraz chronić jednostkę przed niebezpieczeństwami, które egoizm ten wywołuje. Jednostka w różnych swych rolach publicznych, zwłaszcza zawodowych, winna być poddana kontroli i zdana na opiekę ze strony państwa. Korporacje, będąc związkiem osób, a nie organem państwa, kontrolę tę i opiekę znacząco utrudniają. Mogą przeto stać się siłą antyspołeczną i antypaństwową.
Pomijając, jako bardzo szczególne i doszczętnie skompromitowane, rozwiązania faszyzmu, głównie włoskiego, w którym korporacje miały stanowić zasadnicze filary totalitarnego państwa, istnienie korporacji o samorządowym charakterze uznawano w kulturze europejskiej za naturalny i zdrowy element organizacji społeczeństwa. Występowały one niejednokrotnie jako czynnik sprzyjający ochronie rozmaitych środowisk przed despotyzmem władzy państwowej. Tak było przez wieki w przypadku cechów, bractw, gildii, samorządów miejskich i uniwersyteckich. Były one wyposażone, dzięki łaskawym nadaniom monarszym lub dzięki wywalczonym z trudem przywilejom, w pewne atrybuty władztwa publicznego, np. w dziedzinie administracji i wymiaru sprawiedliwości.