Gdy zapadała decyzja Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego w sprawie przyznania Chinom igrzysk, nie było słychać protestów. Dopiero teraz, gdy do olimpiady zostało zaledwie 150 dni, rozpoczyna się dyskusja. Bojkot tej imprezy mija się z celem. Całe zło takiego protestu polega bowiem na tym, że jego ofiarami są Bogu ducha winni sportowcy.
Przygotowując się do igrzysk, zdają sobie oczywiście sprawę z tego, że gdzieś za drutami przetrzymywani są niewinni ludzie. To dramatyczna sytuacja, dlatego nie do końca wiedzą, jak się zachować. Ich udział w całej sprawie jest jednak zupełnie przypadkowy, więc nie warto dodatkowo pogarszać ich położenia.
Bojkot imprezy w Pekinie niewiele wniesie i nie posunie świata do przodu, a tysiące sportowców stanie się zakładnikami polityki
Natomiast postępowanie Anglików, którzy chcieli być bardziej papiescy od papieża i zabronili swoim sportowcom wypowiadać się w Pekinie na tematy polityczne, jest zupełnie niemądre. Głównym zadaniem sportowca jest udział w zawodach, ale ma on pełne prawo do wyrażania własnych poglądów.
Nie mogę oczywiście w całości odrzucić argumentacji, że olimpiada posłuży do legitymizacji polityki chińskich władz. Za długo żyję i za dużo rzeczy widziałem, żeby nie zdawać sobie sprawy z tego, że większość polityków wykorzystuje sport do promowania siebie czy systemu państwowego. Zdjęcie z uśmiechniętym mistrzem olimpijskim zawsze było w cenie. Tak będzie zapewne również w Chinach. Co więcej, obawiam się, że będziemy świadkami zdobywania medali w sposób nie do końca fair.