Gdy w październiku 1956 roku Polacy zrzucali jarzmo stalinizmu, Lechosław Goździk był bohaterem ulicy i przywódcą wieców. Miał wówczas 25 lat i jako delegat warszawskiej Fabryki Samochodów Osobowych i tamtejszy pierwszy sekretarz PZPR w ciągu paru dni stał się trybunem wolnościowej rewolucji. Dla wypatrującej zmian lewicowej inteligencji był uosobieniem klasy robotniczej jako awangardy zmian. Ludzie dalecy od komunizmu, ale marzący o wolnej Polsce z kolei chłonęli legendę o Goździku rozdającym robotnikom FSO karabiny na wieść o kolumnach sowieckich jadących na Warszawę.

„Życie Warszawy” z 20 października 1956 tak relacjonowało wiec z jego udziałem na Politechnice Warszawskiej: „Wchodzi delegacja z Żerania. Sala krzyczy, bije barwa, ludzie zrywają się z miejsc. Na trybunę wchodzi sekretarz PZPR z Żerania. Znają go już tutaj i cenią za dzielną, mądrą i stanowczą postawę”.

Goździk brał wtedy na serio obietnice partii tworzenia autentycznego samorządu robotniczego. Ale dla nowego szefa PZPR Władysława Gomułki był raczej kłopotliwym bohaterem wyrosłym wskutek chwilowej utraty kontroli komunistów nad społeczeństwem. Wpisano go na listy wyborcze jeszcze w wyborach do PRL-owskiego Sejmu w styczniu 1957 roku, ale z premedytacją przyznano mu miejsce niedające szans na mandat. Potem było już tylko gorzej. W 1959 roku został usunięty z funkcji partyjnych, a niedługo potem z FSO.

Był typowym bohaterem chwili, który nie umiał się wtopić w gomułkowską normalizację. Wyjechał w Bieszczady, a potem w Szczecińskie. Jak wielu „ludzi z przeszłością” okresu powojennego zaczął nowe życie jako szyper na rybackim kutrze. Legitymację PZPR rzucił jednak dopiero po masakrze grudnia 1970 roku. Po latach w jego losach dopatrywano się pierwowzoru dla filmowej postaci Mateusza Birkuta, bohatera „Człowieka z marmuru” Andrzeja Wajdy.

O jego niegdysiejszej sławie przypomniano sobie najpierw w latach „Solidarności” 1980 – 1981, a potem po 1989 roku. Próbowano wtedy zachęcać go do powrotu do ogólnopolskiej polityki. Ale bohater 1956 roku nie miał już wielkich ambicji. Związał się z Unią Wolności, ale poprzestał na szczeblu samorządowym w Świnoujściu, a potem w sejmiku województwa zachodniopomorskiego. Odszedł po ciężkiej chorobie.