[ul][li]Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/blog/2008/11/05/partia-czyli-stwor-jednoglowy/]blogu[/link][/li][/ul]
Jarosław Kaczyński i Grzegorz Napieralski mają rację eliminując kontestatorów swego jedynowładztwa w partii. Współczesne ugrupowania, zwłaszcza opozycyjne, muszą mieć jasne i niekwestionowane przywództwo. Inaczej nigdy nie będą atrakcyjną alternatywą dla koalicji rządzącej. Zarówno Ludwikowi Dornowi, jak i Wojciechowi Olejniczakowi chodziło w istocie o ograniczenie roli szefa partii i poszerzenie swoich wpływów.
[srodtytul]Bunt wiceprezesów[/srodtytul]
Zacznijmy od konfliktu w PiS. Chcąc go zanalizować bez popadania w telenowelową poetykę relacji z walki starych przyjaciół i opisu rozstania pełnego osobistych fobii, należy cofnąć się pamięcią o rok. Wtedy po przegranych przez Prawo i Sprawiedliwość wyborach parlamentarnych doszło do buntu trzech wiceprezesów: Ludwika Dorna, Kazimierza Ujazdowskiego i Pawła Zalewskiego. Postulowali oni ograniczenie jedynowładztwa Jarosława Kaczyńskiego i podzielenia się przez niego władzą z resztą kierownictwa partii, ze szczególnym uwzględnieniem ich samych. Zarzucali mu, że to przez niego partia przegrała, że jego decyzje miały dla tego faktu decydujące znaczenie.
Nie wskazywali, co w strategii i kampanii PiS było fatalnego, jakie błędy popełniono. Jedyne, czego się domagali, to zapewnienia, że w przyszłości decyzje będą podejmowane bardziej kolektywnie, a władza prezesa zostanie ograniczona.