Decyzja o wycofaniu się z projektu stacjonarnej tarczy antyrakietowej na terenie Polski i Republiki Czeskiej wywołała falę krytycznych komentarzy – tak w Polsce, jak i w USA. Tradycyjnie najostrzej reagował dział opinii ”Wall Street Journal”, znany z republikańskich sympatii i antyrosyjskiego nastawienia. [wyimek]Chcieliśmy tarczy, bo służyła naszym grom z Rosją. Chcieliśmy wciągnąć naszego sojusznika w naszą grę, za jego pieniądze [/wyimek]
Również, znany Polakom skądinąd, Ronald Asmus opublikował dobry, mocny tekst w ”Washington Post”, w którym wyliczył trzy podstawowe błędy USA w relacjach z Europą Środkową. Po pierwsze, uznanie, że przyjęcie nowych państw do NATO jest „zakończeniem misji”, gdy tymczasem Rosja cierpliwie, systematycznie i coraz bardziej skutecznie stara się podważyć ten stan rzeczy. Po drugie, zlekceważenie negocjacyjnych zobowiązań sojuszniczych, czyli brak zdolności wzmocnienia naszego potencjału obronnego odziałem cn. wielkości korpusu. Co więcej, sojusz nie ma nawet planów obronnych dla naszej części Europy. Po trzecie wreszcie, NATO w coraz mniejszym stopniu posiada zdolność do zarządzania kryzysami w Europie. W czasie wojny w Gruzji, sekretarz generalny przerwał urlop na jeden dzień, naczelny dowódca nie zrobił nawet tego, a komitet wojskowy sojuszu zebrał się już po zakończeniu wojny.
Jednak wszystkie te wydarzenia, choć faktycznie niezbyt dla nas budujące, mają tę cenną wartość, że zmuszają nas do zastanawienia się nad sensem utartych formułek w stylu tej, która otwiera polską strategię bezpieczeństwa narodowego: „W pierwszej dekadzie nowego stulecia Rzeczpospolita Polska jest krajem bezpiecznym”. Przede wszystkim jednak pokazują nam nasze faktyczne miejsce w hierarchii priorytetów Zachodu. Po pierwsze zatem, liczą się aktualne strategiczne i taktyczne priorytety USA. Drugie miejsce w szeregu zajmują lęki i interesy państw Zachodniej Europy. Na samym końcu pod uwagę brane są lęki i interesy tzw. nowych członków.
Cokolwiek twierdziliby nasi politycy, Polska nie osiągnęła dziś pozycji pozwalającej zasadniczo wpłynąć na funkcjonowanie sojuszu. Jeśli nasze priorytety nie pokrywają się z priorytetami republikańskiej administracji prezydenckiej, nasz głos nie ma większej wagi. Tak właśnie było w wypadku administracji prezydenta Busha, która grała kartą Europy Środkowej, przeciw niechętnym jego polityce państwom Europy Zachodniej. Obecny prezydent USA chce przywrócić swemu państwu utracony prestiż, stąd uważa za stosowne pokazać, że liczy się z opiniami sojuszników i partnerów. Warto wszak zauważyć, że po ogłoszeniu wycofania się z projektu tarczy w wersji lansowanej przez administrację Busha, największa radość zapanowała nie tyle w Moskwie, co raczej w Berlinie. Państwa Europy Zachodniej rozdarte były wszak między lojalnością sojuszniczą, a chęcią robienia interesów z Moskwą.
Ale musimy też przyznać, że punktu widzenia nadrzędnych priorytetów USA niewiele się zmieniło. Po pierwsze, Amerykanie dokonują oszczędności na nieracjonalnych „zimnowojennych” programach zbrojeniowych. Sekretarz obrony Robert Gates – człowiek bardzo wiarygodny dla obu stron amerykańskiej sceny politycznej - wstrzymał już zamówienia na horrendalnie drogie myśliwce F-22, mimo, że ich produkcja gwarantowała sporą liczbę miejsc pracy. Wstrzymał też finansowanie programów wchodzących w skład szeroko rozumianych Reganowskich wojen gwiezdnych: latającego lasera, czy wielogłowicowego pojazdu niszczącego. Kinetyczny pocisk balistyczny, który miał być zainstalowany w Redzikowie jest kolejnym z nich.