Reklama

Wielka dyplomacja, futbol i dżudo

Zaczyna się otwieranie zamkniętej od kilkunastu lat granicy Turcji z Armenią. I poważna zmiana polityki w regionie

Publikacja: 12.10.2009 03:00

[b][link=http://blog.rp.pl/haszczynski/2009/10/11/wielka-dyplomacja-futbol-i-dzudo/]Przeczytaj dłuższą wersję i skomentuj na blogu[/link] [/b]

Porozumienie o wznowieniu stosunków dyplomatycznych między Turcją i Armenią rodziło się w bólach. Zostało podpisane w sobotę w Zurychu z trzygodzinnym opóźnieniem. I z wieloma zastrzeżeniami wygłaszanymi przed ceremonią i zaraz po niej.

Przeciwników nie brakuje. Burzy się nacjonalistyczna opozycja w Turcji i również nacjonalistyczna w Armenii, gdzie na ulice wyszły tysiące demonstrantów. Ugoda nie podoba się też przedstawicielom wpływowej diaspory ormiańskiej, w Libanie tamtejsi Ormianie obrzucili kamieniami samochód armeńskiego prezydenta Serża Sarkisjana, współautora przełomu. Najbardziej zaś niezadowolony jest Azerbejdżan, bliski etnicznie i politycznie Turcji, która z jego powodu zerwała w 1993 roku stosunki z Armenią.

Porozumienie odkłada na później rozwiązanie dwóch głównych problemów – i to jest jego siła i słabość zarazem. Po pierwsze, nie decyduje o przyszłości Górskiego Karabachu, separatystycznej republiki ormiańskiej na terytorium Azerbejdżanu. Po drugie, zostawia komisji historycznej ocenę rzezi Ormian w Turcji sprzed prawie stu lat, której Ankara nie chce uznać za ludobójstwo.

Nieoczekiwane ocieplenie to skutek dyplomacji futbolowej, zwanej tak od wizyty tureckiego prezydenta Abdullaha Güla w Erewanie rok temu na meczu eliminacyjnym do mundialu z Armenią. Przyjechał na spotkanie z prezydentem Serżem Sarkisjanem, omijając zamkniętą granicę.

Reklama
Reklama

Sportowej dyplomacji próbował też Azerbejdżan. We wrześniu na zawody do Erewanu pojechali młodzi azerbejdżańscy dżudocy. Ta wyprawa nie spotkała się jednak ze zrozumieniem w Baku, padały żądania dymisji ministra sportu Azerbejdżanu i szefa tamtejszej federacji dżudo.

Jak ważne jest porozumienie, świadczą politycy, którzy pilnowali w Zurychu, by szefowie dyplomacji Turcji i Armenii nie zrezygnowali w ostatniej chwili z jego podpisania – ministrowie spraw zagranicznych USA, Rosji i Francji oraz szef unijnej dyplomacji.

Bo nie chodzi tu tylko o dużą, muzułmańską i należącą do NATO Turcję oraz małą, prorosyjską, chrześcijańską Armenię. Toczy się nowa gra na Kaukazie, z Unią Europejską, Rosją, Ameryką, a nawet Iranem w tle. Jeżeli porozumienie wejdzie w życie (czyli poprą je oba parlamenty), to nic w regionie nie będzie takie jak poprzednio. Może to wpłynąć i na europejską politykę energetyczną (nowe drogi dla ropy i gazu z regionu kaspijskiego i Azji Środkowej). Może też być, co dziś wydaje się egzotyczne, początkiem drogi Armenii i pozostałych państw kaukaskich do Unii Europejskiej. Na pewno zaś czyni z Turcji jeszcze ważniejszego i jeszcze bardziej samodzielnego gracza.

[b][link=http://blog.rp.pl/haszczynski/2009/10/11/wielka-dyplomacja-futbol-i-dzudo/]Przeczytaj dłuższą wersję i skomentuj na blogu[/link] [/b]

Porozumienie o wznowieniu stosunków dyplomatycznych między Turcją i Armenią rodziło się w bólach. Zostało podpisane w sobotę w Zurychu z trzygodzinnym opóźnieniem. I z wieloma zastrzeżeniami wygłaszanymi przed ceremonią i zaraz po niej.

Pozostało jeszcze 86% artykułu
Reklama
Publicystyka
Robert Gwiazdowski: Rekonstrukcja rządu Donalda Tuska jak Manifest PKWN
Publicystyka
Michał Szułdrzyński: Nowy plan Tuska: gospodarka, energetyka i specjalna misja Sikorskiego
Publicystyka
Konrad Szymański: Jaka Unia po szkodzie?
Publicystyka
Marek Kutarba: Czy Polska naprawdę powinna bać się bardziej sojuszniczych Niemiec niż wrogiej jej Rosji?
Publicystyka
Adam Bielan i Michał Kamiński podłożyli ogień pod koalicję. Donald Tusk ma problem
Reklama
Reklama