Wynik jutrzejszego głosowania w hazardowej komisji śledczej w sprawie odwołania Mirosława Sekuły (PO) ze stanowiska przewodniczącego można podać już dziś. Platforma przeciw wnioskowi o odwołanie, dwa głosy z PiS za, Franciszek Stefaniuk z PSL przeciw, Bartosz Arłukowicz (Lewica) przeciw. Choć trzeba dodać, że Arłukowicz i Stefaniuk pewnie podpisaliby się pod listą zarzutów we wniosku o odwołanie Sekuły.
Paradoks polega na tym, że dziś odwołanie Sekuły tylko spowolni prace komisji. Posłowie opozycji właściwie przyzwyczaili się już do pracy w warunkach obstrukcji ze strony większości. Metodą ciągłych nacisków i nagłaśniania utrudnień udało im się np. przyspieszyć uzyskiwanie materiałów z prokuratury i służb specjalnych.
Po dwóch miesiącach wyczerpujących przesłuchań przed komisją wiadomo, że Mirosław Sekuła nie będzie oceniany tak dobrze jak szef komisji rywinowskiej Tomasz Nałęcz. Wprawdzie niektórzy komentatorzy chwalą rygoryzm Sekuły w prowadzeniu posiedzeń i stawiają go jako wzór praworządnego postępowania, charakterystyczne jest jednak, że wśród tych chwalców nie ma dziennikarzy, którzy na bieżąco relacjonują prace komisji.
W istocie rygoryzm Sekuły jest niekonsekwentny i wygląda na próbę pogodzenia żądań kierownictwa własnej partii z chęcią zachowania twarzy. Ów rygorysta popełnia bowiem błędy proceduralne. Tak jak w ostatni piątek, gdy PiS złożył wniosek o jego odwołanie, a on zarządził natychmiastowe głosowanie. Po kilku minutach sam zajrzał do regulaminu i zorientował się, że wniosek o odwołanie członka prezydium może być rozpatrywany najwcześniej trzy dni od złożenia.
Rygoryzm Sekuły bywa też uznaniowy. Na przesłuchaniu Marcina Rosoła ostrzegł Bartosza Arłukowicza, że uchyli mu pytanie. Po tłumaczeniach Arłukowicza, dlaczego musi zadać pytanie o mecz z 19 sierpnia 2009 r., Sekuła odpowiedział: – Nie przekonał mnie pan, ale ze względu na szacunek do pana nie uchylam tego pytania.