To także nasze zwycięstwo

9 maja mamy sposobność pokazać, że nie jesteśmy rusofobami, że potrafimy czcić nie tylko swoje rany, ale także innych, którzy mieli znaczący wkład w takie, a nie inne zakończenie wojny – pisze publicysta

Publikacja: 07.05.2010 01:28

Wiesław Dębski

Wiesław Dębski

Foto: Reporter

Red

Czy polscy żołnierze, kombatanci i przedstawiciele władz powinni uczestniczyć 9 maja w moskiewskich obchodach rocznicy zwycięstwa? Moim zdaniem tak. Jest to bowiem nie tylko dla Rosjan rocznica zwycięstwa bardzo konkretnego – nad niemieckim faszyzmem. Tyle i aż tyle.

W 1945 roku przy znaczącym udziale żołnierzy radzieckich pokonano reżim, którego sześcioletnie panowanie kosztowało Polskę życie milionów jej obywateli. Każdy dzień okupacji przynosił tysiące kolejnych ofiar, głównie cywilnych. Czy w tej sytuacji można było czekać, aż hitlerowcy zostaną pokonani przez bardziej dla nas korzystny układ sił? Byłoby to niemądre i nieobliczalne w skutkach. Warto się czasem zastanowić, co by się stało z naszym krajem, gdyby tego zwycięstwa nie było. Czy bez wspólnego wysiłku zbrojnego zachodnich i wschodnich sojuszników Polska by przetrwała, co by się stało z naszymi rodzicami czy dziadkami. Czy bez Armii Czerwonej sukces w ogóle byłby możliwy. Na te pytania powinni sobie odpowiedzieć ci wszyscy, którzy dzisiaj kontestują udział polskich żołnierzy w niedzielnej paradzie w Moskwie.

[srodtytul]Przezwyciężone podziały[/srodtytul]

Nasi przodkowie walczyli zarówno na froncie zachodnim, jak i wschodnim. W równej mierze przyczyniając się do ostatecznego sukcesu militarnego. Zapewne dla większości z nich otoczenie polityczne tej walki, jej skutki dla powojennego układu sił w Europie nie były najważniejsze. Dlatego przedstawiciele i tych ze Wschodu, i z Zachodu, i z kraju znajdą się teraz na placu Czerwonym. I tylko wypada się cieszyć, że ustalając skład delegacji polskich weteranów, potrafiono przezwyciężyć podziały, że znalazło się w niej miejsce dla ludzi walczących na różnych frontach. Do Moskwy udaje się też gen. Wojciech Jaruzelski, co także nie wszystkim się podoba. Przypomnijmy więc, że władze rosyjskie ustaliły czytelne kryteria zaproszenia tej grupy uczestników uroczystości: będą to byli przywódcy państw, w latach wojny walczący na froncie. Oba te kryteria gen. Jaruzelski spełnia, jego obecność na placu Czerwonym jest więc w pełni uzasadniona.

[srodtytul]Kontekst polityczny[/srodtytul]

Mam nadzieję, że Polacy będą też w tych dniach pamiętali o 600 tysiącach radzieckich żołnierzy, którzy na terenie naszego kraju oddali życie w walce z faszyzmem. Za skutki polityczne batalii wojennych można oceniać ówczesne władze ZSRR, jednak przelana krew takiej ocenie nie powinna podlegać.

[srodtytul]Kontekst polityczny[/srodtytul]

Dzisiejsze obchody mają jednak także kontekst polityczny, głównie dla nas Polaków. Oczywiście z różnych względów kontekst ten jest różny. Dla jednych do Moskwy nasi żołnierze jechać nie powinni, bowiem „nie nasze było to zwycięstwo. My byliśmy ofiarą napaści Stalina i zdrady mocarstw zachodnich” (Jan Pospieszalski). Dla innych – np. moich rodziców, którzy przeżyli okupację w Warszawie, a z rąk hitlerowców zginęło wielu członków ich rodzin – z powodów, o których pisałem wyżej, jechać należało.

Dla mnie zaś ów kontekst ma jeszcze jeden odcień. Latami podważano znaczenie walki polskich żołnierzy w

II wojnie światowej. Raz tych z frontu zachodniego, raz tych ze wschodniego. Także za granicą (wschodnią i zachodnią) często lekceważono wkład 400 tys. naszych żołnierzy w zwycięstwo nad Hitlerem (przypomnieć można choćby brak polskiego akcentu przed pięcioma laty w Moskwie czy w czasie rocznicy lądowania aliantów w Normandii). Teraz żołnierze Kompanii Reprezentacyjnej Wojska Polskiego i weterani przejdą przez plac Czerwony jako przedstawiciele koalicji antyhitlerowskiej, reprezentanci jednego z państw najważniejszych dla klęski faszyzmu. Warto to docenić.

Mamy przy okazji sposobność pokazać, że nie jesteśmy rusofobami, że potrafimy czcić nie tylko swoje rany i swoje blizny, ale także innych, którzy mieli znaczący wkład w takie, a nie inne zakończenie II wojny światowej.

Niedzielne uroczystości i nasz w nich udział to także dobra sposobność, by podtrzymać ten płomyk, jaki zapalił się ostatnio w stosunkach polsko-rosyjskich. Kilka dni temu Daniel Olbrychski mówił w Moskwie: „Nie zmarnujmy tej chwili, w której nasze narody mają szansę być bliżej siebie niż kiedykolwiek w historii”. Nie zmarnujmy…

[i]Autor jest publicystą, był redaktorem naczelnym „Trybuny”[/i]

Czy polscy żołnierze, kombatanci i przedstawiciele władz powinni uczestniczyć 9 maja w moskiewskich obchodach rocznicy zwycięstwa? Moim zdaniem tak. Jest to bowiem nie tylko dla Rosjan rocznica zwycięstwa bardzo konkretnego – nad niemieckim faszyzmem. Tyle i aż tyle.

W 1945 roku przy znaczącym udziale żołnierzy radzieckich pokonano reżim, którego sześcioletnie panowanie kosztowało Polskę życie milionów jej obywateli. Każdy dzień okupacji przynosił tysiące kolejnych ofiar, głównie cywilnych. Czy w tej sytuacji można było czekać, aż hitlerowcy zostaną pokonani przez bardziej dla nas korzystny układ sił? Byłoby to niemądre i nieobliczalne w skutkach. Warto się czasem zastanowić, co by się stało z naszym krajem, gdyby tego zwycięstwa nie było. Czy bez wspólnego wysiłku zbrojnego zachodnich i wschodnich sojuszników Polska by przetrwała, co by się stało z naszymi rodzicami czy dziadkami. Czy bez Armii Czerwonej sukces w ogóle byłby możliwy. Na te pytania powinni sobie odpowiedzieć ci wszyscy, którzy dzisiaj kontestują udział polskich żołnierzy w niedzielnej paradzie w Moskwie.

Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości