Amerykański generał George Patton był jednym z najlepszych dowódców XX wieku. Wojna była jego żywiołem. Uwielbiany przez żołnierzy, wśród wrogów budził paniczny lęk. Alianci używali go do najtrudniejszych operacji. Przełamać front, wbić się klinem głęboko w terytorium nieprzyjaciela, przyjść z odsieczą osaczonym armiom – nie było rozkazu, którego Patton by nie wykonał.
Generał był przy tym dowódcą odpowiedzialnym, oszczędnym w szafowaniu krwią swoich ludzi. Jego słynne słowa: „na wojnę idziesz nie po to, by zginąć za ojczyznę, ale by inny sukinsyn zginął za swoją”, można zadedykować polskim dowódcom. Na czele z gen. Tadeuszem Borem-Komorowskim i innymi oficerami, którzy podjęli decyzję o wybuchu powstania warszawskiego.
Patton był zdeklarowanym antykomunistą. Wbrew nakazom alianckiej propagandy, która nakazywała wychwalanie „Wujka Joe” i tuszowanie sowieckich zbrodni, on mówił o nich głośno. Po zakończeniu wojny nie mógł się pogodzić z tym, że Polska i inne kraje Europy Wschodniej zostały oddane przez aliantów w ręce komunistów, którzy – jego zdaniem – byli takimi samymi zbrodniarzami jak narodowi socjaliści.
Ku przerażeniu przełożonych Patton domagał się ataku na Sowiety. W maju 1945 roku mówił: „Nie miałoby znaczenia, ile milionów ludzi mają (bolszewicy). Gdybyście chcieli Moskwy, mógłbym wam ją dać. Nie wyzwoliliśmy pół Europy, czyli przegraliśmy tę wojnę. Musimy skończyć robotę. Obiecaliśmy wolność tym ludziom, byłoby bardziej niż hańbiące, gdybyśmy o to nie zadbali”.
9 grudnia 1945 roku Patton został ciężko ranny w wypadku samochodowym w Niemczech. Kilka dni później zmarł w szpitalu. Niemal od razu pojawiły się plotki, że padł ofiarą zamachu. Brakowało jednak dowodów. Historyk Robert K. Wilcox dotarł do człowieka, który dokonał ataku – ze szczegółami przedstawił on kulisy spisku. Kto podjął decyzję o usunięciu niewygodnego generała? Nie chcę państwu psuć lektury książki „Cel: Patton”, która wciąga jak powieść sensacyjna.