Konwencja chicagowska o międzynarodowym lotnictwie cywilnym, którą oba rządy postanowiły stosować w dochodzeniu w sprawie smoleńskiej katastrofy, a w szczególności jej załącznik 13 o badaniu wypadków i incydentów lotniczych, niewiele mówi o ustalaniu jednolitej treści raportu końcowego.

W pkt 6.3 stanowi, że gdy państwo prowadzące badanie (w tym przypadku Rosja) otrzyma uwagi, wnosi zmiany do sprawozdania końcowego bądź na życzenie (tu Polski) załącza je do sprawozdania końcowego. Jeśli MAK nie uwzględniłby polskich uwag, nie byłby to zapewne pierwszy raport na świecie ze zdaniem odrębnym, ale jego wartość byłaby wielce wątpliwa. Organizacja Międzynarodowego Lotnictwa Cywilnego i jej eksperci będą go zapewne studiować, ale nie mogą napisać ujednoli-conej, a tym bardziej kompromisowej, wersji. Zresztą o tym powinny decydować fakty, a nie kompromisy.

W takiej sytuacji spór o wyniki badania katastrofy przeniesie się z poziomu rządowo-eksperckiego na szczebel międzyrządowy. Być może nawet z korzyścią dla dochodzenia, gdyż partnerem rządu polskiego jest rząd rosyjski, a nie quasi-rządowy MAK. Spór rozwiązywać zaczęłyby równorzędne podmioty: premier Donald Tusk z premierem Władimirem Putinem, rządy Polski i Rosji. Tego zdania jest prof. Genowefa Grabowska, kierownik Katedry Prawa Międzynarodowego Publicznego Uniwersytetu Śląskiego, która wskazuje procedurę mogącą służyć ustalaniu faktów w spornych kwestiach – to I konwencja haska o pokojowym rozstrzyganiu międzynarodowych sporów z 1907 r.

W sprawie smoleńskiej katastrofy pojawiły się jednak także spory prawne, np. o status lotu: wojskowy czy cywilny. Prawo międzynarodowe zna jednak narzędzia do ich rozstrzygania. Polski rząd może się wreszcie zwrócić do niezależnych międzynarodowych gremiów o zbadanie spornych wątków katastrofy. Monopol raportu MAK będzie też zapewne mniejszy, w miarę jak informacje o katastrofie, np. zapisy z tzw. skrzynki ATM (parametrów lotu), będą docierać do opinii publicznej.