Publicystka „Washington Post” zwraca uwagę, że miliony ludzi na całym świecie żyły tym wydarzeniem. Podkreśla jednak, że dla wielu to tylko telewizyjny show, a dla Wiliama i Kate - całe życie.

Tak jak dziewczyny udające się na bezludną wyspę, Kate z rozmysłem bierze udział w długotrwałej i bardzo publicznej operze mydlanej. Ale podobieństwo jest tylko powierzchowne. Uczestnicy programu „Ryzykanci”, jeśli zechcą, szybko mogą popaść w zapomnienie, a Kate zaangażowała się w ten szczególny rodzaj tasiemca na całe życie (…) We współczesnym świecie merytokracji jesteśmy przyzwyczajeni, że każdy musi jakoś zdobyć sobie władzę lub sławę. Książę Wiliam to jedna z niewielu osób,  jakie jeszcze pozostały, która z racji urodzenia osiągnie realne polityczne znaczenie. Nie musi nic robić , by pewnego dnia zostać głową dość ważnego państwa. Nawet gdyby zapragnął całkiem innego życia, nie zmieni go. Z całą pewnością mogą oboje przewidzieć, że przez najbliższe dni miliony ludzi, których nigdy wcześniej nie poznali osobiście, będą roztrząsać kwestie menu ich przyjęcia weselnego, listę zaproszonych gości oraz hotelu, w jakim spędzą miodowy miesiąc. Jest w ich reakcji na to coś, za co właśnie ich lubię, wydaje się, że postanowili tak czy siak dobrze się zabawić. Choćby dlatego wypiję ich zdrowie. ?