Piątek przyniósł Sojuszowi Lewicy Demokratycznej dwie złe wiadomości. W sondażu CBOS poparcie dla partii spadło do 9 proc. Identyczne notowania SLD miał w badaniu GfK Polonia z 30 czerwca. To już sygnał alarmowy dla Sojuszu, który kilka miesięcy temu cieszył się z poparcia rzędu 15 – 18 proc.
A druga zła wiadomość? Wieloletni poseł ze Śląska Wacław Martyniuk zrezygnował ze startu w wyborach.
Obie sprawy to wynik błędów, które popełnił Grzegorz Napieralski jako lider Sojuszu. I na starcie kampanii wyborczej ustawiają tę partię w gorszej pozycji. Lista grzechów Napieralskiego jest zresztą dłuższa.
Pełnia władzy w partii
Lider Sojuszu nie miał łatwej sytuacji, gdy odebrał partię Wojciechowi Olejniczakowi. Sojuszem targały konflikty, a wewnętrzna opozycja była zwarta i zajmowała ważne partyjne stanowiska. Przez trzy lata rządów Napieralski rozbił opozycję w puch i skupił w ręku pełnię władzy.
Potem nadszedł czas próby: gdy w katastrofie smoleńskiej zginął Jerzy Szmajdziński, oficjalny kandydat Sojuszu na prezydenta, Napieralski musiał sam stanąć do wyborów prezydenckich. Ale przeszedł zwycięsko tę próbę, zapracował na dobry wynik i własną rozpoznawalność. Być może te dwa sukcesy: okiełznanie partii i 13,7 proc. w wyborach, zawróciły mu w głowie. A może płaci za brak doświadczenia. Tak czy inaczej, od tego czasu zalicza porażkę za porażką, choć maskuje je propagandą sukcesu.