W najnowszej "Polityce" Janina Paradowska pisze:
Wydawać by się mogło, że ta część spektrum politycznego, którą często z przyzwyczajenia określamy jako lewicową, ma spory potencjał, aby taką formację stworzyć. Ma przede wszystkim coraz lepiej funkcjonujące struktury organizacyjne. Cokolwiek by powiedzieć o Leszku Millerze jako szefie SLD, trzeba mu przyznać, że podnosi tę partię z najgłębszego upadku, w myśl wyszydzanej zasady, że kto zepsuł zegarek, najlepiej go naprawi.
I zauważa:
Rywalizacja Miller - Palikot często postrzegana jako walka o rząd dusz na lewicy, jest w gruncie rzeczy pozorna. Wyborcy obu partii są inni, w niewielkim stopniu przepływają między ugrupowaniami, bo Palikot ciągle bardziej konkuruje z Platformą niż SLD. Zresztą Palikot ma dziś głównie problem z tym, jak w ogóle w polityce istnieć. Zapas zdarzeń happeningowych jest na wyczerpaniu, a tłumaczenie, w jaki sposób chce, w ramach zapowiadanej szumnie „korekty kapitalizmu", budować fabryki za państwowe pieniądze, idzie mu dość marnie. Nawet najwierniejsi wyznawcy z pewnym zakłopotaniem przyznają, że bardziej chodziło mu o większą ingerencję państwa w gospodarkę niż o te konkretnie wybudowane fabryki. Czyli taka sobie metafora.
Inaczej rzecz ma się z Piotrem Ikonowiczem, który "coraz wyraźniej nie chce wspomagać nie swojego ruchu". Paradowska pisze: