Zaremba: Platformie wolno więcej

Na pytanie, czy ta ekipa ma szczególny problem z obywatelskimi swobodami, można odpowiedzieć, że miewa, a tendencja raczej napawa niepokojem - pisze publicysta

Publikacja: 13.07.2012 19:45

Piotr Zaremba

Piotr Zaremba

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Śledzimy z zapartym tchem widowiskowe parlamentarne debaty, ale nie zawsze przypatrujemy się równie uważnie temu, co dzieje się potem. Oto cała opozycja oprotestowała w poprzedniej kadencji ustawę tworzącą tak zwany System Informacji Oświatowej. Batalię zauważyli wszyscy. Ale właśnie teraz, w kompletnej ciszy, pod osłoną letniej nudy, rząd Tuska wycofuje się z najbardziej spornych przepisów.

Wojna o SIO jest przyczynkiem do szerszego zjawiska. Nigdy nie zapomnę, jak wiosną 2007 roku brałem udział w absurdalnej telewizyjnej debacie. W TVN 24 dziennikarze rozmawiali o pogłosce, jakoby rząd, poprzedni - Jarosława Kaczyńskiego - prowadził jakieś tajemnicze specjalne kontrole finansowe.

Rzecz oparta była na pogłosce. Nie przeszkadzało to prowadzącemu dziennikarzowi nie tylko przestrzegać wielkim głosem przed niebezpieczeństwem, ale wiązać to „zjawisko" z szerszą charakterystyką tamtej ekipy rządowej - oczywiście oskarżanej nieustannie o budowanie niemal autorytarnego państwa.

Gdy zmieniła się władza, zmienił się też ton. Tym razem pojawiły się nie poszlaki i podejrzenia, ale realne fakty. Nowy rząd koalicji PO PSL zgłaszał projekty budzące coraz większe wątpliwości z punktu widzenia rozmaitych swobód obywatelskich.

Za każdym razem, nawet jeśli protestowały na ogół lewicowe organizacje praw człowieka, a czasem i liberalno-lewicowa prasa, przedstawiano to jako kwestię czysto techniczną, nieomal zbiór przypadków. Niemniej tych "przypadków" było coraz więcej.

Naturalnie rządzący mają swoje racje. Współczesne państwo staje przed setkami dylematów, gdy na jednej szali stawiamy poczucie wolności, na drugiej - na przykład zapewnienie nam bezpieczeństwa, czy inne zadania coraz bardziej wszędobylskiej, mającej coraz więcej zainteresowań administracji. Tyle że wcześniej podobnych pytań sobie nie stawiano - rząd z definicji źle życzył obywatelom. Teraz Tusk i jego ministrowie bywają dobrotliwie ganieni, a jednak nadal opisywani są jako wolnościowcy.

Tak było z poprawką senatora Rockiego ograniczającą nam prawo do informacji, a ostatnio z firmowaną przez prezydenta nowelą ustawy o zgromadzeniach. Tak było również z SIO. W tamtym przypadku wyrobić sobie zdanie można było, słuchając tylko przedstawicieli Ministerstwa Edukacji i wspierających ich koalicyjnych posłów.

W twierdzeniu: "urzędnicy powinni być poinformowani" jest coś na rzeczy. Jednak przedstawiciele władzy nie umieli nam klarownie wytłumaczyć, po co MEN wielkie komputerowe archiwum przypadłości i wrażliwych danych uczniów z całego kraju, skoro na co dzień wystarczy, aby takie informacje znajdowały się w poszczególnych szkołach, a do statystyk nie potrzeba nazwisk i opisów poszczególnych przypadków.

Ustawa przeszła, kontestowana jak prawie żadna przez literalnie całą opozycję, a nawet przez kilku prominentnych przedstawicieli koalicji (posłowie PO Jarosław Gowin i Adam Szejnfeld, wicepremier Waldemar Pawlak). Zaraz potem została zaskarżona przez parlamentarzystów PiS do Trybunału Konstytucyjnego. I to zdaje się w obawie przed wyrokiem Trybunału, niekorzystnym dla racji rządowych, ekipa Tuska wycofuje się teraz rakiem.

Na pytanie, czy ta ekipa ma szczególny problem z obywatelskimi swobodami, można odpowiedzieć, że miewa, a tendencja raczej napawa niepokojem. Możliwe, że główna przyczyna tkwi w tym, że politycy PO mają poczucie, iż po prostu mogą sobie pozwolić na więcej - ze względu na słabe reakcje tak zwanego społeczeństwa obywatelskiego i na poczucie swojej bezalternatywności.

Równocześnie rzecz jest szczególnie rażąca, gdy przypomnimy sobie program i retorykę Platformy - kokietującej wyborców swoim niechętnym stosunkiem do silnego państwa, swoją obywatelskością, a w ogniu wojny z PiS - wręcz rzekomo antyautorytarną histerią.

Z drugiej strony, odwracając przysłowie - w tej beczce dziegciu jest i łyżka miodu. Jeśli ministrowie naprawdę przestraszyli się Trybunału, to znaczy, że przynajmniej w pewnych sytuacjach spełnia on rolę, dla której został stworzony - rzecznika naszej wolności. Także i opozycja skorzystała tym razem wyjątkowo skutecznie ze swych uprawnień. I to ta opozycja, której często zarzuca się a to niedołęstwo, a to przesadę - prawicowa. To Kazimierz Ujazdowski, poseł PiS, nie tylko hałaśliwie zwalczał rządowy projekt, ale już po jego przyjęciu sięgnął po prawne możliwości, jakie mu przysługują.

A więc do Białorusi, do której porównał ostatnio Polskę (nie wyciągając z tego jednak żadnych politycznych wniosków) Jacek Żakowski, trochę nam brakuje. Na szczęście. Choć chciałoby się też zawiesić optymizm. Bo przyjdzie go jeszcze nieraz poddawać próbie.

Ot, choćby Ministerstwo Pracy i posłowie PO już proponują rejestr rodzin patologicznych. I znów, racje społeczne za tym, aby władza była lepiej poinformowana, można zrozumieć. Ale powstaje pytanie, władza jakiego szczebla, o czym i w systemie jak dalece zabezpieczonym przed wzrokiem niepowołanych. Bo to, że urzędnicy chcą wiedzieć wszystko, wiemy z kolei my. Ale wiedzieć wszystkiego nie powinni. Łatwość użycia tej wiedzy przeciw obywatelowi nasuwa się sama.

Autor jest publicystą tygodnika "Uważam Rze"

Śledzimy z zapartym tchem widowiskowe parlamentarne debaty, ale nie zawsze przypatrujemy się równie uważnie temu, co dzieje się potem. Oto cała opozycja oprotestowała w poprzedniej kadencji ustawę tworzącą tak zwany System Informacji Oświatowej. Batalię zauważyli wszyscy. Ale właśnie teraz, w kompletnej ciszy, pod osłoną letniej nudy, rząd Tuska wycofuje się z najbardziej spornych przepisów.

Wojna o SIO jest przyczynkiem do szerszego zjawiska. Nigdy nie zapomnę, jak wiosną 2007 roku brałem udział w absurdalnej telewizyjnej debacie. W TVN 24 dziennikarze rozmawiali o pogłosce, jakoby rząd, poprzedni - Jarosława Kaczyńskiego - prowadził jakieś tajemnicze specjalne kontrole finansowe.

Pozostało 87% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości