Odpowiadali na pytania 27 korespondentów wojennych m.in. z USA, Kanady, Francji, Australii, Wielkiej Brytanii. Pytania zadawali m.in. Buli Parker z „The Times", Werth z „Sunday Times", Evans z Reuters'a, Lawrence z „New York Times", Shaw z „Daily Miror", Winterton z BBC i "News Chronicls".
Przyciśnięty pytaniami Rola-Żymierski plątał się, kłamiąc (relacja w „Rzeczpospolitej" z 29 sierpnia): „Sposób niesienia pomocy Warszawie, jako problem zasadniczy, który przed nami stanął, okazał się nierozwiązalny. Kiedy prezes Mikołajczyk, będąc w Moskwie, zwrócił się do mnie o udzielenie pomocy Warszawie, odpowiedziałem mu, że zrobię natychmiast wszystko, co będzie możliwe. Kiedy prezes Mikołajczyk przeczytał mi depeszę Bora do Londynu o punktach, w których można rzucić broń, odpowiedziałem prezesowi, że technicznie jest to niewykonalne. Nie możemy zrzucać broni na miasto, gdzie powstańcy zajmują tylko poszczególne budynki, bo przecież miasto całkowicie znajduje się w rękach niemieckich za wyjątkiem poszczególnych budynków.
Zaproponowałem prezesowi Mikołajczykowi, aby generał Bor podał punkty, które ściśle określiłem i ich koordynaty, aby tam wykonać zrzuty. Do dziś dnia ani tych koordynatów, ani tych punktów od prezesa Mikołajczyka nie otrzymałem. /.../"
Na pytanie jednego z korespondentów, czy były poza Armią Ludową jednostki, które walczyły w Lublinie, gen. Rola Żymierski odpowiedział: - Najlepiej poinformuje Panów o tym płk Korczyński, dowódca oddziałów Armii Ludowej, która pierwsza wkroczyła do Lublina.
Płk Korczyński: - Pierwszymi jednostkami, które wkroczyły do Lublina, były jednostki Armii Ludowej. Na drugi dzień dało się zauważyć parę oddziałów z 27 dywizji wołyńskiej AK. Wspomniana dywizja przed przyjściem do Lublina biwakowała w swoim rejonie w lasach parczewskich./.../ Gdy zbliżali się Niemcy, w 27 dywizji piechoty powstała panika, oficerowie A.K. uciekli, opuszczeni żołnierze w sile jednej kompanii przyszli do mnie.