I wywodzi:
Można mieć wrażenie, że od czasu ponownego zwycięstwa wyborczego PO trwa oparta na tych trzech składnikach żmudna budowa szerokiego bloku przeciw tej władzy – i właśnie teraz przynosi efekty. Głównymi budowniczymi są… Donald Tusk i Bronisław Komorowski. Na dodatek dzieje się to z niezrozumiałych zupełnie względów, bo przecież przynajmniej jeden z nich, premier, jest w tej materii oczytany.
Lichocka nie rozumie po co władza upokarzała dwa miliony obywateli, którzy sprzeciwiali się tzw. reformie 67 nie wpuszczając ich reprezentatnów - przywódców „Solidarności” do Sejmu. I wylicza kolejne przykłady „ciężkiej pracy PO” nad własną porażką:
W tej sytuacji, gdy prezydent stoczył zwycięską bitwę z prawem do wolności zgromadzeń, raczej komiczne niż smutne jest to, że Bronisław Komorowski ma zamiar stanąć na czele demonstracji 11 listopada i przemaszerować w gronie współpracowników Traktem Królewskim w Warszawie. Zapewne jak zawsze, tak i przy tej okazji będzie mówił o… walce o wolność. Oczywiście tego samego dnia odbywać się będzie Marsz Niepodległości, a sądząc po nastrojach społecznych i doświadczeniach sprzed roku, zgromadzi on zapewne kilkadziesiąt tysięcy ludzi.
O tym, że zmieniły się nie tylko sondaże, świadczy też przestawienie „wajchy”, które to pojęcie ukuł niegdyś sam Donald Tusk:
Zresztą przestaje właśnie działać propaganda – powtarzany kilka razy w ciągu doby przez TVN24 film ze stadionu w Gdańsku, na którym widać bawiących się wspólnie premiera z sędzią Milewskim i prokuratorem nadzorującym sprawę Amber Gold jest chyba najdobitniejszym w ostatnim czasie dowodem, że ktoś znów „przestawia wajchę”. Ale być może filmik ten spełnia poważniejsze zadanie niż skompromitowanie Donalda Tuska, co – jak można przypuszczać – założył sobie ten, kto wrzucił go dziennikarzom. Na filmie widać elitę władzy – szefa sądu okręgowego, prokuratorów, wicewojewodę i premiera. Prezes sądu pokazuje wulgarny gest, dookoła rechot i… nikomu to nie przeszkadza. Premierowi też nie. Być może system rządów Tuska załamuje się, bo Polacy dostrzegają wreszcie, że „elity”, które nimi rządzą, nie tylko tworzą układ, ale i hołdują knajackiemu stylowi życia. Na tym tle oferta PiS z kandydaturą prof. Glińskiego na premiera musiała trafić do przekonania wielu Polakom. Mimo zaklęć płynących z telewizji, że to premier „wirtualny”. Ów kulturalny, powściągliwy profesor spoza polityki, nawet jeśli wirtualne, to jednak stanowi wizerunkowe spełnienie oczekiwań społecznych. Rodzaj marzenia o przyzwoitym, poważnym polityku, który budzi zaufanie i prezentuje styl odpowiedzialności za państwo, a nie troskę o udany mecz. To czytelna kontrpropozycja wobec niepoważnych chłopców haratających w gałę.