Gdy Korczak załadował dzieci do wagonów na rampie kolejowej „jeden z oficerów niemieckich podszedł do niego proponując mu, aby udał się do domu, gdyż zwalnia go. Korczak spojrzał na niego takim wzrokiem, jakby cały swój długo skrywany ból, całą nienawiść zbolałego ojca chciał rzucić w twarz zbira. Było to spojrzenie człowieka, który przemawiał już z innego świata i dla którego sprawy ziemskiego padołu były resztkami ginącej rzeczywistości, złej, ohydnej rzeczywistości. – Precz mi z oczu, psie niemiecki! – zawołał (do Niemca) – patrz jak dumnie idą na śmierć małe dzieci żydowskie.... a ja miałbym je teraz opuścić? Nigdy!
I żwawym krokiem wskoczył do wagonu. Niemiec trzasnął pejczem w powietrze. Korczak uniknął uderzenia w plecy i wszedł w gromadkę stłoczonych wewnątrz wagonu dzieci. Milicjanci zasunęli powoli drzwi, a gruby jak kloc Niemiec plombował wagon. Lokomotywa ze świstem potoczyła się w dół Wisły unosząc pasterza i jego owieczki".
„Rzp" 9 marca zacytowała fragment ostatniego słowa Kazimierza Pużaka z sali rozpraw z 19 kwietnia 1948 roku: „ ... w normalnych czasach te zarzuty postawione w akcie oskarżenia pod moim adresem, byłyby treścią dyskusji międzypartyjnej na równych prawach i że tutaj sąd nie miałby nic do czynienia..."