To była naiwna nadzieja. Jeżeli spojrzeć na pakiet wynegocjowanych i podpisanych porozumień, to były tam elementy, które z esencją ładu komunistycznego były nie do pogodzenia. Aby mieć nadzieję, trzeba było założyć, że ład komunistyczny upadnie, co było bardzo mało prawdopodobne. W miarę upływu czasu stawało się coraz bardziej jasne, że władza komunistyczna tylko markuje realizację porozumień. Ludzie nie tyle odmawiali poparcia Solidarności, co dochodzili do przekonania, że nie mamy szans w tej wojnie. Generał to dobrze skalkulował.
Solidarność jest pamiętana jako ruch społeczny, ale to, co się dzieje teraz, ma niewiele wspólnego z tamtym obrazem. To konsekwentna ewolucja pomysłu politycznego?
Nie wiem, czy to jest ewolucja konsekwentna. Wydaje mi się, że jest to konsekwencja nieunikniona. W tamtym czasie przeciwnik był jednoznacznie określony. Racje w kategoriach moralnych były niewątpliwe. Łatwo było o działanie spójne, mimo że konfliktów wewnątrz Solidarności było całkiem dużo, nie mniej niż w innym ruchu czy partii politycznej. Kiedy zbliżyliśmy się do czasów, gdy przeciwnik okazywał się bardzo silny lub nasze racje nie takie oczywiste, to zaczynały się podziały. To nie jest przypadek, że dzisiaj interpretacje Solidarności są tak zróżnicowane i w gruncie rzeczy – sprzeczne.
Czy podział, który wprowadził do polityki Jarosław Kaczyński, na Polskę solidarną i Polskę liberalną, cały czas jest aktualny?
Myślę, że coraz mniej. Sympatyzowałem z PiS nie dlatego, że był to mój pierwszy wybór polityczny, a jakiegoś wyboru trzeba było dokonać. Bardzo mnie krytykowali znajomi, ale ja wybierałem PiS jako mniejsze zło. W 2005 roku PiS szedł ścieżką neoliberalną bardzo ściśle. Teraz rozpoczęli od kroku, który można określić jako zwrot w polityce społecznej i gospodarczej. Gdy czytam to jednak przez pryzmat decyzji, które zostały później podjęte, uważam, że zwrot ten ma trochę cyniczny i bardzo polityczny charakter. Dzisiaj, jak zwrócimy uwagę na program 500+ na pierwsze dziecko, bez kryterium dochodowego, to można wytłumaczyć to tylko chęcią pozyskania poparcia zamożniejszych grup. Te grupy pomocy socjalnej w żaden sposób nie potrzebują, a demograficznie też to nie ma znaczenia.
Dla zamożniejszych 500 zł to może być niewystarczająca zachęta.