Ryszard Bugaj: Rządzi największa mniejszość

Zmiany poparcia przyniesie proces demoralizacji obozu PiS - uważa profesor ekonomii i polityk Ryszard Bugaj.

Publikacja: 01.09.2020 21:00

Ryszard Bugaj: Rządzi największa mniejszość

Foto: DAREK GOLIK

Czy 40 lat temu byli wizjonerzy, którzy przewidywali kierunek rozwoju społecznego Polski?

Ja takich wizjonerów nie znam. Wydaje mi się bardzo mało prawdopodobne, żeby tacy w ogóle byli, a jeżeli, to po prostu zgadywali coś i dość przypadkowo czasem trafiali. Mnie towarzyszyły cały czas – ale w zmiennych proporcjach – dwa uczucia: nadziei i strachu.

A które było silniejsze?

Zależy kiedy. W pierwszym okresie uczucie nadziei i pewnego entuzjazmu było silniejsze. Na koniec, szczególnie po zjeździe, w którym uczestniczyłem, miałem poczucie, że w krótkim okresie musimy przegrać, ale że w długim okresie historycznym to będzie tylko etap drogi, przez którą niejeden autorytaryzm przechodził. My już byliśmy na tej drodze.

Na co pan miał nadzieję?

To była naiwna nadzieja. Jeżeli spojrzeć na pakiet wynegocjowanych i podpisanych porozumień, to były tam elementy, które z esencją ładu komunistycznego były nie do pogodzenia. Aby mieć nadzieję, trzeba było założyć, że ład komunistyczny upadnie, co było bardzo mało prawdopodobne. W miarę upływu czasu stawało się coraz bardziej jasne, że władza komunistyczna tylko markuje realizację porozumień. Ludzie nie tyle odmawiali poparcia Solidarności, co dochodzili do przekonania, że nie mamy szans w tej wojnie. Generał to dobrze skalkulował.

Solidarność jest pamiętana jako ruch społeczny, ale to, co się dzieje teraz, ma niewiele wspólnego z tamtym obrazem. To konsekwentna ewolucja pomysłu politycznego?

Nie wiem, czy to jest ewolucja konsekwentna. Wydaje mi się, że jest to konsekwencja nieunikniona. W tamtym czasie przeciwnik był jednoznacznie określony. Racje w kategoriach moralnych były niewątpliwe. Łatwo było o działanie spójne, mimo że konfliktów wewnątrz Solidarności było całkiem dużo, nie mniej niż w innym ruchu czy partii politycznej. Kiedy zbliżyliśmy się do czasów, gdy przeciwnik okazywał się bardzo silny lub nasze racje nie takie oczywiste, to zaczynały się podziały. To nie jest przypadek, że dzisiaj interpretacje Solidarności są tak zróżnicowane i w gruncie rzeczy – sprzeczne.

Czy podział, który wprowadził do polityki Jarosław Kaczyński, na Polskę solidarną i Polskę liberalną, cały czas jest aktualny?

Myślę, że coraz mniej. Sympatyzowałem z PiS nie dlatego, że był to mój pierwszy wybór polityczny, a jakiegoś wyboru trzeba było dokonać. Bardzo mnie krytykowali znajomi, ale ja wybierałem PiS jako mniejsze zło. W 2005 roku PiS szedł ścieżką neoliberalną bardzo ściśle. Teraz rozpoczęli od kroku, który można określić jako zwrot w polityce społecznej i gospodarczej. Gdy czytam to jednak przez pryzmat decyzji, które zostały później podjęte, uważam, że zwrot ten ma trochę cyniczny i bardzo polityczny charakter. Dzisiaj, jak zwrócimy uwagę na program 500+ na pierwsze dziecko, bez kryterium dochodowego, to można wytłumaczyć to tylko chęcią pozyskania poparcia zamożniejszych grup. Te grupy pomocy socjalnej w żaden sposób nie potrzebują, a demograficznie też to nie ma znaczenia.

Dla zamożniejszych 500 zł to może być niewystarczająca zachęta.

Nieprzypadkowo też poparcie dla PiS nie jest poparciem przytłaczającym. Jest poparciem wysokim, większym niż kiedykolwiek, ale nadal aktualne jest powiedzenie, że w Polsce rządzi nie większość, ale największa mniejszość. To, co się dokonuje na naszych oczach i co w długim okresie musi przynieść zmianę nastrojów i zmianę poparcia, to postępujący proces demoralizacji obozu PiS, przejawiający się przede wszystkim tym, że jest skok na kasę tego środowiska. Nie wszystkich na szczęście, bo myślę, że to nie dotyczy Jarosława Kaczyńskiego czy posłów, ale zaplecze polityczne nie miarkuje swojej pazerności.

Jarosław Kaczyński może nie, ale musi na to pozwalać.

Niestety tak. Pamiętam rozmowę z nim przed laty o tym wątku. Powiedział, że są granice, ale trzeba na coś pozwolić. Jeśli się na nic nie pozwoli, to się nic nie zbuduje. Myślę, że taka tam jest motywacja. Granice zachowań pryncypialnych leżą niedaleko.

Jeżeli władza PiS będzie się degenerować, to czy opozycja będzie rosła?

W końcu nawet zła opozycja wygrywa wybory. Jeżeli coś mi się podobało w kampanii Trzaskowskiego, to fakt, że w końcu przyznał, że oni też się mylili. Teraz w sprawach gospodarczych i społecznych, ale i politycznych nie ma stanowiska opozycji. Np. Trybunał Konstytucyjny: PiS go wziął pod but. Czy opozycja zaproponowała jakikolwiek projekt reformy TK?

współpraca Przemysław Malinowski

Czy 40 lat temu byli wizjonerzy, którzy przewidywali kierunek rozwoju społecznego Polski?

Ja takich wizjonerów nie znam. Wydaje mi się bardzo mało prawdopodobne, żeby tacy w ogóle byli, a jeżeli, to po prostu zgadywali coś i dość przypadkowo czasem trafiali. Mnie towarzyszyły cały czas – ale w zmiennych proporcjach – dwa uczucia: nadziei i strachu.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Roman Kuźniar: Atomowy zawrót głowy
Publicystyka
Jacek Czaputowicz: Nie łammy nuklearnego tabu
Publicystyka
Maciej Wierzyński: Jan Karski - człowiek, który nie uprawiał politycznego cwaniactwa
Publicystyka
Paweł Łepkowski: Broń jądrowa w Polsce? Reakcja Kremla wskazuje, że to dobry pomysł
Publicystyka
Jakub Wojakowicz: Spotify chciał wykazać, jak dużo płaci polskim twórcom. Osiągnął efekt przeciwny