MEN jako wydawca to zły pomysł

Monopol rządu na podręczniki może skończyć się źle. Nie ma powodów, dla których gabinet nie miałby kupić ich, choć na swoich zasadach, u wydawców.

Publikacja: 05.02.2014 19:04

Premier i minister edukacji pochylają się nad problemem drogich podręczników. Nie od dziś wiadomo, że sytuacja na tym ?rynku jest patologiczna. Rodzice co roku zmuszani są do opłacania swoistego podręcznikowego podatku.

Wszyscy przeciwnicy rządowej ingerencji powinni zdać sobie sprawę, że nie rządzi tu prawo podaży i popytu. ?To rząd zmusza rodziców do wysyłania dzieci do szkół, ustala tzw. podstawę programową i jego rolą jest – jeśli sytuacja jest tak wykoślawiona jak obecnie – interweniować.

Problem w tym, że rządowa recepta na tańszy podręcznik może okazać się kolejną dawką trucizny. Dlaczego? Gabinet upiera się, że sam napisze książkę dla pierwszoklasistów. Ma to zrobić podległy MEN Ośrodek Rozwoju Edukacji. O ile w pierwszej fazie batalii o tańszy podręcznik strategia „mamy swoją książkę i rozdamy ją dzieciom" była racjonalna, bo powoduje, że wydawcy uświadomili sobie, że muszą obniżyć ceny, o tyle dalsze upieranie się przy monopolu jest niezrozumiałe.

Dla porównania. Rząd za nasze pieniądze buduje drogi. Wyznacza, gdzie mają przebiegać, jaki ma być ich standard, ile jest w stanie zapłacić. To normalne pod warunkiem, że nie zakłada dodatkowo własnej firmy, by zlecić jej, a właściwie sobie, kontrakt. Jeśli biją się o niego działający na rynku dostawcy usług, większa jest pewność dobrego wykonania, jakości, terminowości, niższej ceny.

Taka sama sytuacja powinna dotyczyć podręczników. Rząd zleca jego wykonanie, a firmy wydawnicze biją się o kontrakt. Wyłania się ofertę najlepszą. Na rynku jest więcej produktów, ?a nie jeden rządowy, nauczyciele mogą wybierać, a rodzice nie płacą, bo to rząd negocjuje cenę i płaci za książki z podatków.

Jeśli nie ogłosi takiej oferty, nie dowiemy się jako podatnicy, co oferują wydawcy. Jeśli upieraliby się przy bardzo drogich książkach, to rząd może spokojnie powiedzieć, że jego oferta jest zdecydowanie tańsza. Bez weryfikacji tego nie sprawdzimy.

Na razie rząd wchodzi ?w rolę wydawcy. Można mieć bardzo poważne obawy, czy taka strategia nie doprowadzi do pogorszenia jakości książek i czy urzędnicy zdążą do września. Ale na pewno wybór tej drogi spowoduje kolejną falę niechęci i nieufności prywatnych podmiotów do rządu. Premier Tusk deklaruje, że nie chce demolować rynku i jest otwarty na rozmowę z wydawcami. Nie powinno skończyć się na deklaracjach.

Publicystyka
Europa z Trumpem przeciw Putinowi
Publicystyka
Estera Flieger: Dlaczego rezygnujemy z własnej opowieści o II wojnie światowej?
Publicystyka
Ks. Robert Nęcek: A może papież z Holandii?
Publicystyka
Frekwencyjna ściema. Młotkowanie niegłosujących ma charakter klasistowski
Publicystyka
Zuzanna Dąbrowska: Mieszkanie Nawrockiego, czyli zemsta sztabowców