Właśnie dlatego, że ryzyko niewypłacalności Ukrainy jest realne, wierzycielom powinno zależeć na wynegocjowaniu obopólnie korzystnego rozwiązania. Bo jeśli się nie uda, stracą o wiele więcej.
Dlaczego zachodni wierzyciele mają płacić, a ukraińscy oligarchowie nie? Są miliarderami, mogą się dorzucić do redukcji ukraińskiego długu.
Nie zgadzam się z tą oceną. Przecież wdrażane przez nas reformy mają sprawić, że oligarchowie będą mieli takie same prawa jak inni, a to ich będzie kosztować. Ale najwięcej płaci ukraiński naród: osiem tysięcy ludzi zginęło w obronie europejskich wartości, codziennie giną następni. Dlatego odwrócę pana pytanie: jak to możliwe, aby wspólnota międzynarodowa wspierała odbudowę Ukrainy, a prywatni wierzyciele się do tego nie dołożyli?
Wsparcie wspólnoty międzynarodowej dla Ukrainy jest jednak 40 razy mniejsze w przeliczeniu na mieszkańca niż dla Grecji. Co więcej, wystarczyło parę telefonów kanclerz Merkel i prezydenta Obamy, aby zmusić prywatne fundusze do darowania 80 proc. greckiego długu. Nie czuje się pani opuszczona przez Zachód?
Opuszczona? Nie. Gdyby tak było, nie moglibyśmy dziś tutaj rozmawiać. Ale też jestem przekonana, że Ukraina zasługuje na większą pomoc. Grecja jest w strefie euro i wsparcie dla Grecji jest wsparciem dla unii walutowej. My nie możemy liczyć na takie względy. Taka jest rzeczywistość. Ale mogę też zrozumieć wstrzemięźliwość Zachodu, który nie ma do nas pełnego zaufania. W końcu 23 lata ukraińskiej niepodległości były pełne zawodów. Rozumiem więc, że teraz nasi partnerzy chcą zobaczyć realne działania i efekty. To normalne.
1 stycznia wchodzi w życie umowa o utworzeniu strefy wolnego handlu z Unią. Jest bardzo wymagająca, bo zakłada stopniowe wdrożenie przez Ukrainę niemal całego europejskiego prawa. Dacie radę to zrobić? Na razie ukraiński eksport do Unii spadł aż o jedną trzecią w stosunku do 2014 roku.
Pracujemy bardzo ciężko nad wdrożeniem tego prawa. Ale z uwagi na deprecjację hrywny Ukraina stała się bardzo konkurencyjna nie tylko na rynku europejskim, ale także w Azji, Afryce Północnej. Dotyczy to na przykład produktów spożywczych, IT. Nasz eksport do Unii się załamał, ale nie dlatego, że umowa o wolnym handlu jest źle skonstruowana, tylko z powodu okupacji Donbasu, serca naszego przemysłu ciężkiego. To wychodzi w statystykach. Dlatego jestem przekonana, że w drugim, trzecim kwartale tego roku osiągniemy dno załamania i na przełomie tego i przyszłego roku zaczniemy się odbijać. Tym bardziej że rozkręca się pomoc rozwojowa dla Ukrainy: na modernizację dróg i energetyki dostajemy setki milionów dolarów od Banku Światowego, EBOR, EBI. W lipcu zaczniemy serię konferencji donatorów w USA, Niemczech, Francji. Chcemy pokazać, jakie wprowadzamy reformy, jak bardzo zmieniły się warunki prowadzenia biznesu, jak się poprawia efektywność produkcji energii i jej zużycie, jak modernizujemy rolnictwo.
Współpraca z Unią rozwinie się wystarczająco dobrze, aby zrekompensować załamanie wymiany z Rosją? Ukraińska gospodarka była z rosyjską bardzo związana.
Rozmawiałam niedawno z Serhijem Tarutą, szefem administracji w Donbasie. Opowiadał mi, w jaki katastrofalnym stanie jest miejscowy przemysł z powodu rosyjskiej okupacji. Produkcja zmniejszyła się o 70–90 proc., wiele przedsiębiorstw przestało istnieć, zostały zniszczone i rozgrabione przez złomiarzy. Pola uprawne zaminowano. A przecież to właśnie Donbas produkował w znacznym stopniu na rynek rosyjski. Ale niezależnie od tego, do dawnej współpracy z Rosją nigdy już nie wrócimy. Bo nigdy nie będziemy już chcieli importować stamtąd 100 proc. gazu, musimy postawić na dywersyfikację. Tym bardziej że nasze zapotrzebowanie będzie spadać z powodu poprawy efektywności energetycznej gospodarki. Nie sądzę także, abyśmy szybko wrócili do dawnej współpracy przemysłu zbrojeniowego. Mam natomiast nadzieję na odbudowę naszego eksportu rolno-spożywczego, który zawsze był ceniony w Rosji.
Zachód z trudem wychodzi z kryzysu, musi stawić czoła wojnom w świecie muzułmańskim i coraz bardziej agresywnej Rosji. Nikt też w Unii nie chce już przyjmowania nowych krajów członkowskich. Ukraina nie przegapiła najlepszego momentu na wyrwanie się spod wpływów Kremla?
Ależ skąd, ten moment jest właśnie teraz! Bo właśnie z powodu zagrożenia ze strony Rosji, islamu, z powodu kryzysu eurolandu Zachód nie może sobie pozwolić na jeszcze jeden problem: implozję Ukrainy. I ma jak nigdy interes w tym, aby nam pomóc.
Sylwetka
Natalie Jaresko przyjęła ukraińskie obywatelstwo 2 grudnia ubiegłego roku – tego samego dnia, gdy została ministrem finansów Ukrainy. Ma dwa lata na zrzeczenie się obywatelstwa USA. Urodziła się (w 1965 r.) i wychowała w Ameryce w rodzinie ukraińskich imigrantów. Absolwentka prestiżowej John F. Kennedy School of Government, w ostatnich latach przed upadkiem ZSRR koordynowała politykę departamentów Stanu, Handlu i Skarbu wobec Moskwy. W 1992 r. została pierwszą szefową sekcji ekonomicznej Ambasady USA w Kijowie. Później była doradcą prezydenta Wiktora Juszczenki. Kierowała funduszami inwestycyjnymi. Jeden z nich, Horizon Found, współzakładała.