Walka polityczna w krainie duopolu nie przewiduje brania jeńców – trup ścielił się więc gęsto przez ostatnie kilka lat. Czerwone i żółte paski w kanałach informacyjnych, szczelnie zamknięte na bliźnich bańki w mediach niesłusznie nazywanych społecznościowymi, pogłębiające się podziały między młodymi i starymi, wsią i miastem, wschodem i zachodem – wszystko to było instrumentem zdobywania, a potem utrzymania władzy. Czy to się już skończyło? Nie, ale wszystko wskazuje na to, że ponieważ kolejne wybory parlamentarne odbędą się w 2027 roku, mamy chwilę spokoju, mimo że politycy wciąż będą robić wszystko, byśmy w ich imieniu coraz mocniej się nienawidzili.
Czytaj więcej
Doszliśmy do momentu, w którym każdy polityk, zarówno z PiS, jak i z PO, jest teflonowy dla swoje...
„Każdy, byle nie Trzaskowski!” – niezła strategia, do czasu
Podczas kończącej się kampanii prezydenckiej wciąż można było usłyszeć pytanie: co jeszcze musi się stać, żeby wyborcy Karola Nawrockiego zmienili zdanie? Jakie jeszcze oskarżenia muszą się pojawić, by wiara w kandydata popieranego przez PiS się załamała? Rafał Trzaskowski miał sytuację bardziej komfortową, bo został już tak prześwietlony przy poprzedniej kampanii przez przeciwników, że niewiele dało się wyciągnąć: warszawskie nieruchomości, jakieś niejasne aluzje do stanu zdrowia, wezwanie na test na obecność narkotyków. Została czysta niechęć potężnej części elektoratu i wezwanie powtarzane prawie do końca: „Każdy, byle nie Trzaskowski”.
Ale ta niezła (trzeba przyznać) strategia PiS, osłabła po I turze, a po debatach z Mentzenem i słynnym piwie – całkowicie się załamała. „To nie moja wina” – oświadczył lider Konfederacji i miał rację. Na darmo wyborcy PiS wpatrywali się w relacje TV Republiki, oczekując jakiejś bomby, która miała zmieść Trzaskowskiego ze sceny. Teraz już raczej żaden śmiercionośny ładunek nie ma szans. Jeżeli więc jednak Karol Nawrocki wygra, stanie się to nie dzięki błyskotliwej kampanii i dobremu wizerunkowi, tylko za sprawą przepaści w polskim społeczeństwie, która jest jedyną strategią PiS. Bo przecież w kampanii prezydenckiej żadnych socjalnych postulatów na miarę 500+ nie przedstawiono.