Od z górą tygodnia trwa rok szkolny. Dzieci wiercą się w niewygodnych ławkach, nauczyciele przy tablicach uprawiają ekwilibrystykę, aby opowiedzieć o tym, w co sami nie bardzo wierzą, ale program nakazuje. Szczęśliwie podpowiada im doświadczenie pedagogiczne, że objawione właśnie mądrości szybko wywietrzeją z głów dziatwy. Nie inaczej jest przecież w całym świecie – od Kanady po archipelag Fidżi, od Ziemi Ognistej po Władywostok – chociaż różne są daty rozpoczęcia roku szkolnego i koncepcje pedagogiczne, a na czele systemu państwowej edukacji nie stoi taki oryginał jak nasz minister Czarnek i co wybitniejsi kuratorzy z pisowskiego nadania.

Powszechna edukacja jest pomysłem dość nowym, nie ma więcej niż 300 lat, a sporo czasu jeszcze minęło, nim ją wprowadzono w życie: od wielkich miast aż po najmniejsze wioski. Była ideą szlachetną, niewątpliwie oświeceniowego pochodzenia, płynącą z wiary, że ludzie będą lepsi, a świat przyjazny, gdy kaganek wiedzy i polor wykształcenia rozproszą powszechną w dawnych czasach ciemnotę. No i co?

Czytaj więcej

Jerzy Surdykowski: Problem uchodźców to oblicze diabła

Za miesiąc minie 250 lat od powstania w Warszawie Komisji Edukacji Narodowej i wypada spytać, czy jesteśmy lepsi, mądrzejsi, bardziej tolerancyjni i przeniknięci obywatelskim duchem niż przed ćwiartką tysiąclecia? Wprawdzie pełna jej nazwa brzmiała: Komisja nad Edukacją Młodzi Szlacheckiej Dozór Mająca i miała się tylko tym zajmować, ale podobne organa powstawały w innych krajach, zwłaszcza w takich, które miały szczęśliwszą od nas historię i nie straciły na tak długo bytu państwowego. Pytanie trzeba więc skierować do całego świata: no i co, no i po co?

Dlaczego masowa edukacja nie zmieniła świata na lepsze, jak roili szlachetni encyklopedyści i światli luminarze upowszechnionej wiedzy? Zło gnieździ się w ludzkiej duszy czy w niewłaściwym systemie oświaty i wychowania? Może jest tak, jak złośliwie stwierdził jeden z nich, że „człowiek rodzi się z określonym kształtem duszy, a potem zostaje przymusowo wy-kształcony”? Już widzę mrowie zaciekłych konserwatystów tropiących zatrute ślady oświeceniowych złudzeń: skończmy z powszechną edukacją, której poczciwy lud nie chce i nie potrzebuje! Edukacja także ma być prywatna: niech się kształcą tylko ci, których na to stać, i członkowie elit. Ewentualnie można dokooptować starannie przesianych i najzdolniejszych przedstawicieli plebsu. Tylko czy świat powróci przez to na stare i rzekomo poczciwe tory?