Bogdan Góralczyk: Tajlandia pozostaje krajem autokratycznym

Targana wewnętrznym konfliktem i polaryzacją już od niemal dwóch dekad Tajlandia, mimo jednoznacznych w swej wymowie wyników wyborów w maju, niestety nie wkroczyła na ścieżkę demokracji.

Publikacja: 14.07.2023 12:06

Zwolennicy Pity Limjaroenraty protestujący przed parlamentem w Bangkoku

Zwolennicy Pity Limjaroenraty protestujący przed parlamentem w Bangkoku

Foto: AFP

Demokracja demokracją, wybory wyborami, a sprawiedliwość i władza muszą być po naszej stronie – taki wniosek nasuwa się po głosowaniu w tajskim parlamencie 13 lipca i odrzuceniu kandydatury Pity Limjaroenrata na stanowisko premiera.

Dlaczego Pita Limjaroenrata nie zostanie premierem Tajlandii

Pita i jego partia Idźmy Naprzód zdecydowanie wygrała wybory 14 maja i niemal natychmiast po nich utworzyła aż ośmiopartyjną koalicję, zyskując większość – 312 na 500 głosów – w Izbie Reprezentantów. Nie zdobyła natomiast, jak można było łatwo przewidzieć, niemal żadnych zwolenników w liczącym 250 foteli Senacie, desygnowanym przez dotychczasowe władze, zdominowane przez wojsko i konserwatystów związanych z dworem królewskim.

Czytaj więcej

Tajlandia: Przyszłość demokracji w rękach wojskowych

Co prawda dotychczasowy premier – od wojskowego zamachu w maju 2014 r. – gen. Prayuth Chan-o-cha odszedł na emeryturę, ale nie odeszły na nią siły z nim związane. Dotychczasowy establishment poczuł się zagrożony możliwością wyboru kolejnego charyzmatycznego lidera, na dodatek mającego – jak pokazały wyniki wyborów – silny mandat społeczny, szczególnie na prowincji, ale też wśród młodzieży i klasy średniej. A tym bardziej obawiano się jego programu, zawierającego m.in. postulat zmiękczenia dotychczasowych surowych przepisów o obrazę majestatu królewskiego. Teraz pod obecnym, dla wielu wręcz kontrowersyjnym królem Vajirakongkornm – Ramą X, uruchamianych dość często.

Siły dworu, arystokracji i wojska bronią status quo

Włączono więc mechanizmy już dotąd wielokrotnie sprawdzone: Państwowa Komisja Wyborcza, na dzień przed głosowaniem, chociaż miała na to czas od maja, zwróciła się do Trybunału Konstytucyjnego o zbadanie zarzutów korupcyjnych wobec startującego jako jedyny kandydata na premiera (rzekomo miał udziały w spółce elektronicznej należącej do ojca). Nie wiadomo, kiedy będzie orzeczenie, choć nie ma gwarancji, że przed drugim głosowaniem w obu izbach parlamentu, zaplanowanym na 19 lipca (Pita na razie nie zrezygnował i zapowiedział, że stanie do drugiej tury).

Po co więc było organizować wybory, jeśli siły dotychczas trzymające władzę i tak nie chcą jej wypuścić z rąk?

Raz jeszcze, podobnie jak było kiedyś wobec najpierw rzutkiego biznesmena, a potem popularnego w narodzie premiera Thaksina Shinawatry, siły dworu, arystokracji i wojska, mocno konserwatywne i broniące istniejącego, bo dającego im przywileje status quo, połączyły swe siły i po raz kolejny uruchomiły ścieżkę sądowniczą, wykorzystując do swych celów podporządkowane im organy sądownicze.

Jak to wpłynie na turystykę w Tajlandii

Natychmiast po głosowaniu odezwały się fora gospodarcze oraz izby turystyczne, twierdząc, że przedłużające się przeciąganie liny z wyborem premiera i rządu grozi poważnymi, negatywnymi skutkami ekonomicznymi dla państwa. Natomiast władze studenckie drugiej najważniejszej uczelni w kraju, Uniwersytetu Thammasat, potępiły głosowanie i zapowiedziały wyjście na ulice. Do pierwszych demonstracji już doszło, tak w Bangkoku, jak na prowincji. Kolejne można łatwo przewidywać, bo spokoju nie ma – i raczej nie będzie.

Czytaj więcej

560 procent turystów z Polski więcej? To możliwe, w Tajlandii

Targana wewnętrznym konfliktem i polaryzacją już od niemal dwóch dekad Tajlandia, mimo jednoznacznych w swej wymowie wyników wyborów w maju, niestety nie wkroczyła na ścieżkę demokracji. Po co więc było organizować wybory, jeśli siły dotychczas trzymające władzę i tak nie chcą jej wypuścić z rąk? Polaryzacja, głośna kiedyś jako starcie żółtych prokrólewskich oraz czerwonych, popieranych przez lud koszul, znowu się odezwała. I to ona, jak należy się spodziewać, będzie teraz definiowała tajskie realia, bowiem warstwy dotąd uprzywilejowane ani myślą oddać swych wpływów – bez względu na to, co sądzi o tym naród.

I tak oto, zamiast spodziewanej demokracji, mamy kolejne przejawy autokracji. Oby tylko, jak już było, ta ostatnia w obronie własnych interesów nie użyła siły. Tego jednak w oburzonym społeczeństwie wykluczyć nie można.

Autor

Bogdan Góralczyk

Politolog i sinolog, profesor Uniwersytetu Warszawskiego. W latach 2003–2008 był ambasadorem w Królestwie Tajlandii. Wydał tom „Zmierzch i brzask. Notes z Bangkoku”, którego rozszerzone i uaktualnione wydanie ukaże się jeszcze w tym roku

Demokracja demokracją, wybory wyborami, a sprawiedliwość i władza muszą być po naszej stronie – taki wniosek nasuwa się po głosowaniu w tajskim parlamencie 13 lipca i odrzuceniu kandydatury Pity Limjaroenrata na stanowisko premiera.

Dlaczego Pita Limjaroenrata nie zostanie premierem Tajlandii

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Rusłan Szoszyn: Gruzja o krok od przepaści
Publicystyka
Ćwiek-Świdecka: Czy nauczyciele zagłosują na KO? Nie jest to już takie pewne
Publicystyka
Tomasz Grzegorz Grosse, Sylwia Sysko-Romańczuk: Gminy wybiorą 3 maja członków KRS, TK czy RPP? Ochrona przed progresywnym walcem
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: Dlaczego Tusk przerwał Trzeciej Drodze przedstawianie kandydatów na wybory do PE
Publicystyka
Annalena Baerbock: Odważna odpowiedzialność za wspólną Europę
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił