Arkadiusz Stempin: Romantycy a ideologia krwi

Dzisiejsi nacjonaliści wykorzystują lęki przed utratą tożsamości narodowej i zmieniają kulturę w pole bitwy. Ich bronią jest dziedzictwo romantyzmu – pisze historyk.

Publikacja: 27.01.2023 03:00

Arkadiusz Stempin: Romantycy a ideologia krwi

Foto: mat.pras.

Ku czci tych, którzy żyli chwilą i zanim młodo umarli, wzniecali wiarę w tożsamość narodową – tak mogłoby brzmieć epitafium zakończonego Roku Romantyzmu (2022). Epoki, której dziedzictwo obciąża szkolny obowiązek wkuwania rozległych biografii wieszczów oraz nabożne traktowanie przez Polaków młodzieńczych zrywów kończących się przegranymi powstaniami. W Europie z kolei przekleństwem romantyzmu jest utożsamianie go z przygotowywaniem gruntu pod nacjonalizmy.

Las, matecznik Germanów

„Przyjaciołom moim”, czyli kumplom z wileńskich lat studiów, zadedykował Mickiewicz swoje poezje. Przez głowę by mu nie przeszło, że skromny tomik z 1822 r. okaże się iskrą startową dla polskiego romantyzmu.

Naziści wynaturzyli idee romantyków, czy raczej podążyli wydeptaną przez nich ścieżką?

Praźródło epoki nie biło jednak nad Niemnem i Wisłą, lecz w alpejskich dolinach Szwajcarii. To stamtąd, gdzie górskie ziemie nie wyżywiały nawet szlacheckich synów, ruszano na zaciąg do obcych armii. Gnani tęsknotą za miejscem urodzenia najemnicy w szeregach obcych armii z pietyzmem pielęgnowali pamięć o swoim mateczniku. Co nie zawsze pomagało. Johannes Hofer, szwajcarski lekarz z alzackiej Miluzy, pochylił się nad bolesną tęsknotą za domem tych, którzy opuścili rodzinne pastwiska. Wszystkim, którzy chudli, pogrążali się w bezdennym smutku, a nawet odbierali sobie życie, diagnozował psychosomatyczną nostalgię.

Nieprzypadkowo poczucie straty będzie przesądzającym motywem u romantyków.

Dojrzała postać romantyzmu narodziła się w Niemczech, rozbitych na liczne państewka. Kiedy Napoleon położył kres 1000-letniemu cesarstwu niemieckiemu (1806), jego pisarze przed dominacją francuską schronili się do lasu, matecznika pogańskich Germanów. Przywołując tajemniczych i mężnych herosów rodem ze starogermańskich mitów, zaklinali ducha narodu niemieckiego.

Czytaj więcej

Muzyka Wagnera: w świecie baśni i w cieniu swastyki

Patriarcha romantyzmu Johann Gottfried Herder oświeceniową kategorię rozumu jako podstawę silnej wspólnoty narodowej rozszerzył o tradycję, historię i religię. Tylko wtedy będziemy sobą, jeśli jako naród odwołamy się do przeszłości – pisał. Za naród uznał wspólnotę etniczną mówiącą tym samym językiem. Takie podejście umożliwiło Niemcom z dziesiątek mniejszych i większych państewek, każde ze swoim dialektem, postrzegać się jako jeden naród. Tym bardziej że w obliczu okupacji francuskiej wyższość narodu nad państwem nie ulegała wątpliwości. Skoro jednak państwo niemieckie nie istniało, a niemiecka kultura podlegała francuskiej zwierzchności, to Herder wezwał do odrodzenia rodzimej kultury przez sięgnięcie do nieskażonej naśladownictwem francuskich wzorów kultury prostego ludu – irracjonalnej i magicznej. Zgłosił postulat zbierania i badania ludowej poezji, sag i mitów, tam bowiem jego zdaniem w nienaruszonym stanie zachowały się pierwiastki duszy narodu. Były tam niezniszczalne jak czarna skrzynka w samolocie, która przetrwa katastrofę.

Idee Herdera promieniowały na całą Europę, najsilniej jednak w Niemczech. Tamtejsi filozofowie, pisarze i artyści padli Herderowi do stóp. Najusłużniej Caspar David Friedrich. Już z chwilą wejścia Napoleona do jego rodzinnego Greifswaldu artysta poczuł się upokorzony. Na swoich obrazach umieszczał tajemnicze, odwiedzane z ojcem w dzieciństwie cmentarze i ruiny. Symbolizowały tradycję i siłę.

Jeden z jego obrazów, „Opactwo w dębowym lesie” przedstawia ponury krajobraz, przez środek którego przetacza się pogrzeb – wszystko spowija mgła. Ale wiszący na kościele Chrystus tak spogląda z krzyża, że budzi nadzieję na zmartwychwstanie. Przebijające się zielone pączki na drzewie konkretyzują wiarę w przebudzenie narodu niemieckiego. Tylko jak miało to nastąpić?

W teutońskim lesie

Friedrich gloryfikował Germanów, stawiał za wzór ich bohaterstwo i jedność. Ulubiona przez niego gotycka ornamentyka symbolizowała cnotę pobożności. Ten program dla współczesnych uzupełnili bracia Grimmowie. Jako wyznawcy Herdera wierzyli, że tylko powrót do korzeni spowoduje narodowe przebudzenie. W myśl maksymy „to, co proste, posiada największą moc” Jakub i Wilhelm Grimmowie zaapelowali w 1811 r. do rodaków, by spisywali lokalne podania ludowe i odsyłali je do nich. Odzew przeszedł ich najśmielsze oczekiwania. Na biurku braci lądowały listy od pastorów, kucharzy, służących. To ludzie niższego stanu dostarczali fabuły legendarnym baśniom.

Bracia Grimm i inni niemieccy romantycy podtrzymywali wiarę w istnienie magicznego i okrutnego, ale sprawiedliwego świata. Ostrzegali, że niemiecka kultura ulegnie zatraceniu, jeśli rozmyje się w kulturze francuskich okupantów. Przestrzegali przed zniknięciem w wyobraźni niemieckiej mitycznego lasu. To przecież w teutońskim lesie Germanowie w I wieku pokonali Rzymian.

Koło się zamknęło w 1814 r., spełniając marzenia niemieckich romantyków. Ogólnonarodowe powstanie przepędziło Francuzów z Niemiec. To wtedy Caspar David Friedrich w poczuciu triumfu namalował „Der Chasseur im Walde”, samotnego francuskiego kawalerzystę z elitarnego oddziału, który zagubił się w lesie, stracił konia i rozeznanie w terenie.

Wylęgarnia faszyzmu

W latach 30. XX wieku naziści zaanektowali dla siebie Friedricha i Herdera. Las, mityczny matecznik narodu niemieckiego, przekuli w symbol czystości etnicznej.

Czy naziści wynaturzyli idee romantyków, czy raczej podążyli wydeptaną przez nich ścieżką? Francuski poeta Anatole France nie miał wątpliwości. Mistyczne zaklinanie niemieckiej kultury i historii przez pokolenie Herdera otworzyło na oścież drzwi ideologii krwi i ziemi. Bez niego, który nasycił pojęcie narodu mityczną treścią, Hitler nigdy nie przeforsowałby rasistowskiej ideologii. Naród w ujęciu Herdera zawierał biologiczną wykładnię, że ludzkie wspólnoty rozwijają się harmonijnie niczym rośliny czy zwierzęta. W efekcie, ze „zdrowego organizmu narodu” naziści usuwali wszystko, co do niego nie należało. Przede wszystkim Żydów, wstrętnych, zsekularyzowanych kosmopolitów, pionierów dzisiejszego globalnego usieciowienia.

Czyż wzoru nazistom nie dostarczył romantyzm, kiedy z elitarnego berlińskiego klubu Deutsche Tischgesellschaft wykluczono kobiety i Żydów? Jeden z wykluczonych, Heinrich Heine, jakby przewidział bieg złowieszczych wypadków: „Patriotyzm Niemców, pisał, polega na tym, że pomniejszają oni swoje serce, że gardzą tym, co obce, że nie są obywatelami świata”.

Jeszcze nim zjawili się naziści, w latach I wojny światowej Tomasz Mann usytuował niemiecką kulturę po drugiej stronie barykady, w opozycji do demokratycznych tradycji Europy. Ale największą maczugą wymachiwał marksizujący György Lukács, który romantyczny irracjonalizm uznał za wylęgarnię faszystowskiej mentalności i poprowadził linię ciągłą od Herdera do Hitlera. Więc jednak?

Nie, przecież sam paladyn Hitlera i szef jego propagandy Joseph Goebbels przywoływał „stalowy” romantyzm, bo zwykli romantycy kurczyli się w jego oczach do rozmiaru mięczaków. Naziści, owszem, garściami, ale zupełnie dowolnie czerpali z dorobku myśli poprzednich epok. Zinstrumentowali romantyzm na swoje potrzeby, tak jak zbrutalizowali dokonania pozytywizmu i jego dorobek w naukach społecznych. Synkretyczny niemiecki faszyzm karmił się prawdziwymi i wyimaginowanymi przekonaniami germańskich plemion, co zaprawiono okultyzmem i ezoteryką.

Leni Riefenstahl i black-metal

Najbardziej spektakularny wyraz tego miksu wyrażał zamek Wewelsburg pod Paderborn. Wprawdzie z XVI w., ale zapisy sugerowały istnienie twierdzy od czasów najazdów Hunów. Zalesiony i często zamglony krajobraz, poprzecinany wielkimi skałami, wzięty jak z obrazów Friedricha, nadawał się idealnie dla Heinricha Himmlera, który wydzierżawił go dla SS.

Także dzisiejsza generacja nacjonalistów wykorzystuje cynicznie lęki i obawy przed erozją tożsamości narodowej. I przemienia kulturę w pole bitwy. Znaczna część ruchów ultraprawicowych instrumentalizuje przy tym dziedzictwo romantyzmu, flirtując w najlepsze z Hitlerem. Subkultura gotyku i tzw. ciemnej fali nie ogranicza się do sposobu ubierania, estetyki i gustu muzycznego, ze szczególną preferencją heavy- czy black-metalu i neo-folku. Ultraprawicowa popkultura do swoich guru wynosi Martina Heideggera, Leni Riefenstahl i romantyka Richarda Wagnera.

Najzupełniej wbrew przekonaniu romantyków, którzy nie chcieli dzielić. Raczej przypominali, że każde ludzkie serce jest takie samo. Można być patriotą, kochać muzykę i literaturę narodową, a jednocześnie pozostawać obywatelem świata. Nie powoływał się wszak Herder na prawo krwi i ziemi, tylko na wspólnotę języka i stylu życia. A to zakładało szacunek dla innych kultur, nie własny izolacjonizm.

W osobie Novalisa niemieccy romantycy wydali nawet prekursora twórców dzisiejszej Unii Europejskiej, który w chrześcijaństwie dopatrzył się największej siły spajającej cywilizację europejską. Nieprzypadkowo też przesłanie Fryderyka Schillera „Wszyscy ludzie będą braćmi” wraz ze skomponowaną do jego „Ody do radości” kantatą Beethovena zostało hymnem Unii. A serce tego największego romantyka wśród niemieckich kompozytorów – jak to wybrzmiało w dniu pogrzebu – „biło dla całej ludzkości”.

O autorze

Arkadiusz Stempin

Autor jest profesorem Wyższej Szkoły Europejskiej w Krakowie, historykiem i politologiem

Ku czci tych, którzy żyli chwilą i zanim młodo umarli, wzniecali wiarę w tożsamość narodową – tak mogłoby brzmieć epitafium zakończonego Roku Romantyzmu (2022). Epoki, której dziedzictwo obciąża szkolny obowiązek wkuwania rozległych biografii wieszczów oraz nabożne traktowanie przez Polaków młodzieńczych zrywów kończących się przegranymi powstaniami. W Europie z kolei przekleństwem romantyzmu jest utożsamianie go z przygotowywaniem gruntu pod nacjonalizmy.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Jakub Wojakowicz: Spotify chciał wykazać, jak dużo płaci polskim twórcom. Osiągnął efekt przeciwny
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Publicystyka
Tomasz Krzyżak: Potrzeba nieustannej debaty nad samorządem
Publicystyka
Piotr Solarz: Studia MBA potrzebują rewolucji
Publicystyka
Estera Flieger: Adam Leszczyński w Instytucie Dmowskiego. Czyli tak samo, tylko na odwrót
Publicystyka
Maciej Strzembosz: Kto wygrał, kto przegrał wybory samorządowe