Nikt nie lubi czekać długo na kolejny sezon ulubionego serialu. Zwłaszcza jeśli w aktualnym postacie są wyraziste i dobrze napisane. A nie wszystkie mogą powrócić. Żal jest tego, że nie będzie już można niemal codziennie śledzić kolejnych zwrotów akcji i nieoczekiwanych wydarzeń, które trzymają w napięciu aż do kolejnego odcinka. Ale serial pt. „Spór w koalicji rządzącej między PiS a Solidarną Polską” po około trzech latach wkracza w decydującą fazę aktualnego sezonu. Kolejny będzie na pewno inny, tak jak inna jest ta kadencja na linii PiS–SP od kadencji 2015 do 2019. I to zarówno, jeśli PiS utrzyma władzę jesienią, jak i jeśli trafi do opozycji. A niedawno Nowogrodzka poczuła wyraźnie wiatr w żaglach, jeśli chodzi o szanse na III kadencję, co też ma odbicie w koalicyjnej rozgrywce.
Przygotowania do finałowych odcinków widać bez spoglądania w kalendarz. Oto premier Mateusz Morawiecki od pewnego czasu wyraźnie akcentuje, że PiS i Solidarna Polska będą na jednej, wspólnej liście. Oczywiście w praktyce Morawiecki i jego doradcy niczego innego by nie chcieli, by nie mieć nic wspólnego ze Zbigniewem Ziobrą. Ale logika polityczna jest taka, że Morawiecki zapewne bardzo szczerze mówi jednocześnie o jednej liście. Bo dopóki Solidarna Polska istnieje – a Ziobro i jego ludzie ani myślą znikać – to z punktu widzenia utrzymania władzy dużo lepsza dla PiS jest wspólna lista i to, że na prawej ścianie będzie tylko Konfederacja, podzielona i z licznymi, dość oczywistymi słabościami. Im większe w PiS przekonanie o tym, że kolejna kadencja jest w zasięgu ręki, tym większa będzie gotowość do pewnych ustępstw przy budowie list.
Czytaj więcej
Nie będzie wyborów uzupełniających do Senatu. Ale izba wyższa pozostaje dla opozycji ważnym miejscem. I to z różnych powodów.
Doskonale wie to też Zbigniew Ziobro. Dlatego w jego przypadku można obserwować proces odwrotny. Politycy Solidarnej Polski publicznie i bardzo oficjalnie podkreślają od niedawna, że szykują się na samodzielny start. I chociaż w kuluarach politycy SP podkreślają, że w wewnętrznych badaniach ich partia może liczyć „na starcie” na poparcie w granicach progu (PiS w te sondaże nie wierzy), to jasne jest, że dla Ziobry samodzielny start to ogromne ryzyko – wypadnięcia z Sejmu, a więc z dużej polityki, potencjalnie na zawsze. PiS w nowym Sejmie znajdzie się na pewno, niezależnie od tego, czy będzie rządzić, czy też nie. Ziobro nie może tego o sobie i swoich ludziach powiedzieć. Dlatego też trudno nie odnieść wrażenia, że sygnalizacja Ziobry i jego ludzi w ostatnich dniach to bardziej przygotowania do agresywnych negocjacji o miejsca na listach niż realne przygotowanie do samodzielnego startu. Oczywiście polityka jest nieprzewidywalna i nagła eskalacja napięcia, wybuch emocji itd. mogą doprowadzić do wyborczego rozwodu. Ale mimo wszystko to mało prawdopodobne. Ostatnie lata pokazały, jak bardzo w koalicji rządzącej retoryka różni się od pragmatyki rządzenia. Obecnie założenie na Nowogrodzkiej jest więc takie, że wszyscy obecni parlamentarzyści mają dobre miejsca na listach w kolejnym rozdaniu tej jesieni.
Oczywiście do ustalenia konkretnych list jeszcze bardzo daleko. Jak zwykle stanie się to zapewne dopiero w ostatniej możliwej chwili przed rejestracją. Dziś PiS przymiarki do list nie zajmują tak bardzo, jak innego rodzaju przygotowanie do wyborów: „zakotwiczenie” opowieści np. o euro, wieku emerytalnym czy generalne budowanie kontrastu z opozycją, zwłaszcza z Platformą Obywatelską. Jak wynika z naszych informacji, PiS bardzo starannie będzie budować listy we wszystkich okręgach. Zwłaszcza jeśli chodzi o liderów – wyborcze lokomotywy na jedynkach. Nowogrodzka bardzo uważnie przestudiowała wyniki kampanii w 2019 r. i ma w każdym okręgu postawić na wyrazistą, bardzo rozpoznawalną i mocną politycznie postać.