Co sprawia, że wybitni kiedyś, jak na polskie warunki oczywiście, intelektualiści, po związaniu się z Jarosławem Kaczyńskim, wypowiadają słowa lub tworzą dzieła, które są oczywistymi bzdurami lub manifestacjami obskurantyzmu? Mam na myśli przede wszystkim Zdzisława Krasnodębskiego, Ryszarda Legutkę i Wojciecha Roszkowskiego. Ale nie tylko, bo są oni jedynie najbardziej reprezentatywnymi przedstawicielami świata akademickiego, którzy po wejściu w orbitę PiS zamienili się w prymitywnych propagandzistów i prostackich agitatorów.
Cynizm i frukta
Najprostszym, co nie znaczy nieprawdziwym, powodem tego typu zachowań może być zwykły cynizm i oczekiwanie fruktów, które za wypowiadanie idiotyzmów o tym, że większym zagrożeniem dla nas jest Zachód niż Rosja, lub że dzieci z in vitro nie są kochane, mogą oni pobierać z państwowej spiżarni, nadzorowanej przez Kaczyńskiego. Po prostu – ceną za bycie europosłem lub autorem podręczników kupowanych przez szkoły w całym kraju jest pisanie i mówienie oczywistych bzdur. Ta „aprowizacyjna” perspektywa nie jest jednak jedyna – choć nie oznacza, że nie jest prawdziwa.
Czytaj więcej
Jesteśmy na wojennej ścieżce z Komisją Europejską, ale to nie Polska ją wypowiedziała - mówił w T...
Innym powodem może być chęć przypodobania się swemu politycznemu patronowi, bowiem oczywistym jest, że antyniemieckie czy antymodernistyczne filipiki muszą podobać się lokatorowi z Nowogrodzkiej. Są wszak egzemplifikacją jego osobistych fobii i urojeń – zatem znajduje on ukontentowanie w ich słuchaniu i czytaniu.
Marzenia o prestiżu
Dla Legutki, Krasnodębskiego czy Roszkowskiego właśnie Kaczyński jest głównym, a może tak naprawdę jedynym, adresatem ich „przemyśleń”. I musi ich radować, że sprawiają radość swemu patronowi. Na kolacjach u pani Przyłębskiej antyunijne i obskuranckie uwagi muszą bowiem mieć wzięcie u ich głównego gościa. Kompleksy intelektualistów wobec silnej władzy i ich słabość do twardych przywódców są bowiem znanym od dawna fenomenem.