Gniewu jest zresztą w nim wiele. 71-latek bezkompromisowością, dosadnym językiem i chamskim poczuciem (choć bardziej jego brakiem) humoru podbił swój naród. Z jednej strony można go traktować jako lokalne wcielenie Donalda Trumpa, jednak dla blisko połowy ponad 100-mln społeczności stał się koniecznym lekiem na obecne na Filipinach zło.
Kraj notuje bardzo dobry wzrost gospodarczy, jednak 6 proc. przyrostu PKB, którym cieszą się od kilku lat ekonomiści, nie widzą zwykli ludzie. Dla nich codzienność to wciąż nędza, przemoc na ulicach, narkotyki i strach. Duterte w mieście Davao, którym rządził przez dwie dekady zaprowadził porządek. Poradził sobie z przestępczością, a Davao z nim jako burmistrzem szybko rosło w rankingach na najbezpieczniejsze miasto świata. Podczas kampanii w identyczną przyszłość dla całych Filipin uwierzyli wyborcy.
Jednak metody działań Duterte-burmistrza budziły zastrzeżenia. Stworzył specjalne jednostki nazwane komandami śmierci. Sam niejednokrotnie widziany był na czele takich patroli, które zabijały złych ludzi nie czekając na wyroki sądów. Duterte-kandydat na prezydenta zapowiadał, że w taki sam sposób wypełni zatokę Manilską ciałami 100 tys. zbirów. Jeżeli tylko będzie taka potrzeba.
Nowego szefa Filipin można rzecz jasna traktować z przymrużeniem oka, gdy mówi, że nie będzie jeździł z oficjalnymi wizytami do krajów, w których jest zimno. Można zrozumieć obywateli, że chcą wierzyć w nowego szeryfa, który okazał się już raz skuteczny. Jednak należy też pamiętać, że ten sam człowiek zapowiadający ze swoją swadą, że najchętniej popłynie na skuterze wodnym na sztuczne wyspy budowane przez Pekin i zatknie na nich filipińską flagę, może okazać się politycznym kotem w worku.
Chiny nie obawiają się zmiany kursu Filipin. Oba kraje wciąż czekają na wyrok Trybunału Arbitrażowego z Hagi, który ma ocenić, kto ma rację w terytorialnym sporze o wyspy, skały i atole na morzu Południowochińskim. Chiny wyroku nie uznają, to już zapowiedziano. Duterte z flagą nie popłynie, bo to był tylko populistyczny chwyt w walce o prezydencki fotel. Prawdziwe może okazać się to, co nieodpowiedziane - w przypadku szeryfa Rodrigo jest to uraza chowana od lat do USA.