Gniewu jest zresztą w nim wiele. 71-latek bezkompromisowością, dosadnym językiem i chamskim poczuciem (choć bardziej jego brakiem) humoru podbił swój naród. Z jednej strony można go traktować jako lokalne wcielenie Donalda Trumpa, jednak dla blisko połowy ponad 100-mln społeczności stał się koniecznym lekiem na obecne na Filipinach zło.
Kraj notuje bardzo dobry wzrost gospodarczy, jednak 6 proc. przyrostu PKB, którym cieszą się od kilku lat ekonomiści, nie widzą zwykli ludzie. Dla nich codzienność to wciąż nędza, przemoc na ulicach, narkotyki i strach. Duterte w mieście Davao, którym rządził przez dwie dekady zaprowadził porządek. Poradził sobie z przestępczością, a Davao z nim jako burmistrzem szybko rosło w rankingach na najbezpieczniejsze miasto świata. Podczas kampanii w identyczną przyszłość dla całych Filipin uwierzyli wyborcy.