Umknęło mojej uwadze majowe wystąpienie Donalda Tuska na spotkaniu z wyborcami w Zielonej Górze. Broniący praworządności przewodniczący Platformy Obywatelskiej oświadczył, że się wielokrotnie spotykał z wieloma prawnikami, którzy bronili niezależności sądów, i stwier- dzili, że „zdecydowana większość decyzji PiS i prezydenta jest bezprawna”, w związku z czym nie trzeba będzie uchwalać żadnych ustaw, żeby praworządność przywrócić, kiedy on znów zostanie premierem.
Zakładam, że to byli ci prawnicy, którzy mu nie powiedzieli w 2015 roku, że ustawa o Trybunale Konstytucyjnym uchwalona przez PO jest sprzeczna z konstytucją.
Co prawda TK uznał, że przepisy nowej ustawy nie są sprzeczne z konstytucją, o ile Platformie udało się na ich podstawie powołać nowych sędziów jeszcze przed końcem kadencji starych, ale przed pierwszym posiedzeniem Sejmu kolejnej kadencji. Trybunał orzekł tak w niepełnym składzie (choć pierwotnie wyznaczony został pełny), ale udało się znaleźć tylko pięciu sędziów wybranych wcześniej przez Platformę, którzy nie byli uwikłani w konflikt interesów i nie uczestniczyli w procesie przygotowywania ustawy, którą mieli ocenić. Ale czegóż to się nie robi dla obrony praworządności.
Na razie Pan Przewodniczący Tusk nie pokazał listy tych bezprawnych decyzji PiS i prezydenta, ale pewnie szczegóły – jak cała reszta programu wyborczego – zostaną przedstawione, jak Platforma wygra wybory.
To jest zresztą całkowicie zrozumiałe. Otóż za „nielegałów” Platforma może próbować uznać trzech sędziów TK. A jest ich 15. Prawnicy, z którymi spotykał się Tusk, nie mają pewnie pomysłu, jak „decyzje PiS i prezydenta” co do tych pozostałych 12 też uznać za „bezprawne”. Zresztą nie bardzo wiadomo nawet, jak „przywrócić praworządność” co do tych trzech. Bo TK uznał przecież, że elementem powołania sędziego jest przyjęcie od niego ślubowania przez prezydenta. A Duda raczej nie przyjmie ślubowania od tych trzech, których powołała Platforma.