Dominik Mierzejewski: Strategia dwuznaczności

Sytuacja na froncie rosyjsko-ukraińskim zmusza Pekin do zachowania elastycznej postawy wobec Rosji. Być jej partnerem, a jednocześnie nie zamykać sobie pola do rozmów z USA – pisze politolog, ekspert w sprawach Chin.

Publikacja: 09.03.2022 21:36

Dominik Mierzejewski: Strategia dwuznaczności

Foto: AFP

W ojna Rosji przeciwko Ukrainie miała być sprawna i jak się wydaje, doprowadzić do wzmocnienia chińsko-rosyjskiego „strategicznego partnerstwa”, a w konsekwencji zmienić układ globalnych sił. I choć ludzka tragedia jest ogromna, to sprawy przybierają inny obrót. Z jednej strony widzimy zjednoczony świat Zachodu, sankcje na Rosję, walkę Ukraińców i aktywizację amerykańskich sojuszników w Azji Wschodniej (m.in. Japonii i Korei Południowej), co powoduje, że Pekinowi taki „partner” może być nie na rękę. Z drugiej strony, można postawić sprawę zgoła odmiennie: im dłużej Zachód będzie angażował zasoby, tym więcej czasu na podjęcie decyzji będzie miał Pekin. W tym kontekście warto spojrzeć na stosunki Chin z Rosją oraz Chin z USA z szerszej perspektywy.

Oprócz polityki rozumianej jako gra interesów trzeba ocenić ten chińsko-rosyjski tandem z perspektywy historycznej. Nie da się wymazać z pamięci upokorzeń, jakich doznały Chiny ze strony caratu. XIX wiek był czasem upadku dynastii Qing, w którym udział brali Rosjanie. Oprócz tego, że zagarnęli 1,5 mln km kw. terytoriów, odcięli Chiny północno-wschodnie od morza, to dopuścili do kozackiego mordu w Błagowieszczeńsku, gdzie zginęło około 5 tys. mieszkańców.

Kolejnym elementem są stosunki bilateralne po 1949 r. Tu istotną rolę odegrały relacje między Mao Zedongiem a Stalinem, a potem Chruszczowem. 14 lutego 1950 r. w Moskwie podpisano traktat o przyjaźni, ale Mao, który dotarł pociągiem do Rosji w grudniu 1949 r., czekał na podpisanie umowy przez dwa miesiące. Do tego kpiono z chińskiego towarzysza: „Z niego taki komunista jak rzodkiewka: czerwony na wierzchu, biały w środku”.

Czytaj więcej

Xi: Chiny cierpią widząc znów w Europie płomienie wojny

Najistotniejszą rolę odegrała jednak sprawa współpracy w wojnie koreańskiej. Na początku ZSRR wstrzymał obiecaną osłonę lotniczą dla chińskich „ochotników”. Chińczycy poczuli się oszukani, a zachowanie Sowietów odebrano jako imperialne i po 1956 r., kiedy Chruszczow zadenuncjował Stalina, chińsko-radziecki „miodowy miesiąc” dobiegł końca. Relacje, które dzisiaj moglibyśmy nazwać „strategicznym partnerstwem”, nie przetrwały sześciu lat. Na koniec Mao odegrał się za zniewagi, jakich doznał w Moskwie, i przyjął Chruszczowa na basenie. Negocjacje z ZSRR uznano za fiasko, za co Mao zapłacił odsunięciem od władzy.

Później, gdy wrócił do władzy, rozpętał „rewolucję kulturalną”, a wrogów politycznych nazywał „chińskimi Chruszczowami” i w konsekwencji doprowadził do przesilenia, które zakończyło się starciami granicznymi w 1969 r. na rzece Ussuri.

Niewygodny partner

W okresie reform i otwarcia w Chinach, zwłaszcza po wystąpieniu Gorbaczowa we Władywostoku, zaczęto relacje rozmrażać. Sytuacja zmieniła się po upadku ZSRR. Powoli obie strony zaczęły się dogadywać, a dominacja amerykańska nie odpowiadała żadnemu z nich. Rosja chciała odbudować pozycję imperium, a Chiny zaczęły marzyć o „wielkim odrodzeniu narodu chińskiego”. Stworzono Szanghajską Organizację Współpracy, a od 2001 r. zacieśniano stosunki bilateralne.

4 lutego 2022 r. w czasie wizyty Putina w Pekinie podkreślano, że stosunki chińsko-rosyjskie są „na każdą pogodę”. Obie strony zadeklarowały sprzeciw wobec ingerencji w ich wewnętrzne sprawy przez państwa trzecie oraz wobec ingerencji zewnętrznej w swoim najbliższym sąsiedztwie. Ponadto strona chińska wyraziła zrozumienie i wsparła rosyjskie „propozycje” nowej architektury bezpieczeństwa w Europie. Wang Yi, minister spraw zagranicznych ChRL, w czasie dorocznej sesji parlamentu podkreślił, że stosunki z Rosją są trwałe niczym skała. To sygnał także do wewnątrz: wsparcie dla Rosji nie podlega dyskusji. Ale analogicznie do okresu maoistowskiego taka dyskusja w końcu nastąpi, a w perspektywie XX Zjazdu Komunistycznej Partii Chin na jesieni może być elementem wewnętrznych sporów.

Bo w miarę jak wojna się przedłuża, opcje Pekinu w polityce międzynarodowej zaczynają topnieć. Japonia aktywnie poparła sankcje w grupie G7 i zaczęła zgłaszać roszczenia terytorialne wobec Rosji. Za to w Korei Południowej w badaniach opinii publicznej Chiny stały się zagrożeniem numer jeden. Do tego doszły problemy z ewakuacją obywateli chińskich z Ukrainy, co stało się możliwe dopiero po tygodniu: udostępniono autokary do Mołdawii. Xi Jinping rozmawiał telefonicznie z Putinem (25 lutego), ale wiele o tej rozmowie nie wiemy. „Strategiczny partner” poniósł też klęskę na forum Zgromadzenia Ogólnego ONZ, gdzie rezolucję w sprawie potępienia Rosji za atak na Ukrainę i wezwanie do wycofania wojsk poparło 141 państw, 35 wstrzymało się od głosu (w tym Chiny), a pięć było przeciw. Obecna sytuacja powoduje, że Pekin przyjął postawę „strategicznej dwuznaczności”, która daje możliwość prowadzenia rozmów z USA, ale też ogranicza pole do dyskusji wewnętrznych.

Jest pewnym paradoksem, że inwazja Rosji zaczęła się w 50. rocznicę rozmów Richarda Nixona w Pekinie. Wówczas to na amerykańskie sygnały dyplomatyczne partia chińska odpowiedziała pozytywnie i chcąc złagodzić negatywny obraz USA w kraju, zaprosiła amerykańską drużynę tenisa stołowego. Wizyta prezydenta Nixona w lutym 1972 r. zaczęła się od spotkania Nixona z Mao Zedongiem, podczas której Mao oznajmił „jest pan prawicowcem i to dobrze”. W grę wchodził status Tajwanu, kluczowy dla Chin do dziś. W „Komunikacie szanghajskim”, jak głosi strona chińska, Waszyngton zgodził się co do zasady jednych Chin. Zgodził się jednak dwuznacznie: nie określono, o które Chiny chodzi – czy o Chińską Republikę Ludową czy Republikę Chińską, a do tego „był zdania”, że zasadę jednych Chin uznają tylko Chińczycy. Innymi słowy pozostawiono sobie furtkę na przyszłość. Ceną za otwarcie dyplomatyczne było usunięcie Tajwanu z ONZ. Taki był kompromis.

Wieloznaczne słowa

Lata 80., jak pisał w swoich pamiętnikach Zbigniew Brzeziński, to czasy relatywnie dobrej współpracy m.in. w czasie radzieckiej wojny w Afganistanie. W latach 90., pomimo wspomnienia tragedii studentów na placu Tiananmen z 1989 r. administracja demokratów w USA pod wodzą Billa Clintona wierzyła wciąż, że Chiny uda się zdemokratyzować poprzez stosunki gospodarcze. Stąd też umożliwienie wejścia Chin do Światowej Organizacji Handlu. W tym czasie doszło jednak do poważnego kryzysu: w maju 1999 r. zbombardowano ambasadę Chin w Belgradzie, a na zamkniętym posiedzeniu ówczesny sekretarz partii Jiang Zemin oznajmił, że „przełykamy teraz żółć (porażkę), ale nie zapominamy o rewanżu”. Oba podmioty wchodziły na kurs kolizyjny.

Obecnie z punktu widzenia Pekinu stosunki z Rosją mają wzmacniać przewagę nad Waszyngtonem. Jednak w miarę przedłużającej się wojny Pekin wysyła też sygnały do Amerykanów. Wang Yi w kilku wystąpieniach omawiających rocznicę wizyty Nixona wspominał o współpracy i koordynacji w „najważniejszych stosunkach na globie”. W komentarzu redakcyjnym „Dziennika Ludowego” z aprobatą wspominano wizytę Nixona, podkreślając, że tylko nieliczni w USA chcą marginalizować Chiny. Do tego chiński polityk wskazywał, że Joe Biden zgodził się na prowadzenie pragmatycznych stosunków z Pekinem.

Ważniejszym jednak sygnałem jest tekst, który opublikowano 1 marca, omawiający historię stosunków chińsko-amerykańskich od wizyty Nixona. Porównano oba mocarstwa do okrętów nawigujących po globalnych wodach i podkreślono, że istotne jest, aby ich kursy nie prowadziły do zderzeń. Język chińskiej dyplomacji lubi takie wieloznaczne, dające swobodę interpretacji określenia. Nie znaczy to, że Pekin nagle utnie kontakty gospodarcze z Federacją Rosyjską czy zaprzestanie propagandowych ataków na USA, ale w ten sposób szykuje parasol narracyjny pod niewątpliwie trudne negocjacje.

Starcie nieuniknione

Elity chińskie zdają sobie bowiem sprawę, że wojna handlowa nie skończyła się, a rywalizacja o zasoby finansowe i technologiczne z administracją Bidena będzie się nasilać. To tu przebiega oś sporu, a nowe amerykańskie sankcje są na horyzoncie. Tym bardziej że po tym, co zrobił Putin, USA mają zjednoczony Zachód, a sankcje wobec Rosji „robią wrażenie” na Chinach.

Jednak z perspektywy działań chińskich istotniejsze są deklaracje gospodarczej polityki Amerykanów. Występując przed Kongresem, prezydent Biden oprócz zdecydowanego stanowiska wobec Putina zapewniał o prowadzonych ogromnych projektach infrastrukturalnych i tworzeniu miejsc pracy. Bronił liberalnego modelu gospodarczego, domagając się równej konkurencji dla wszystkich. Co więcej, podkreślał też, że USA przeprowadzają szeroko zakrojony plan reindustrializacji.

Sygnał dla Pekinu jest klarowny i koresponduje z zachodnim frontem antyputinowskim. Tu się nic nie zmienia: Chiny są dalej głównym podmiotem w polityce zagranicznej USA, a dyskusje wewnątrzpartyjne przed XX Zjazdem KPCh będą dotyczyły również reakcji na rosnące sprzeczności w polityce międzynarodowej.

Autor jest prof. Uniwersytetu Łódzkiego i kierownikiem tamtejszego Ośrodka Spraw Azjatyckich

W ojna Rosji przeciwko Ukrainie miała być sprawna i jak się wydaje, doprowadzić do wzmocnienia chińsko-rosyjskiego „strategicznego partnerstwa”, a w konsekwencji zmienić układ globalnych sił. I choć ludzka tragedia jest ogromna, to sprawy przybierają inny obrót. Z jednej strony widzimy zjednoczony świat Zachodu, sankcje na Rosję, walkę Ukraińców i aktywizację amerykańskich sojuszników w Azji Wschodniej (m.in. Japonii i Korei Południowej), co powoduje, że Pekinowi taki „partner” może być nie na rękę. Z drugiej strony, można postawić sprawę zgoła odmiennie: im dłużej Zachód będzie angażował zasoby, tym więcej czasu na podjęcie decyzji będzie miał Pekin. W tym kontekście warto spojrzeć na stosunki Chin z Rosją oraz Chin z USA z szerszej perspektywy.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Roman Kuźniar: Atomowy zawrót głowy
Publicystyka
Jacek Czaputowicz: Nie łammy nuklearnego tabu
Publicystyka
Maciej Wierzyński: Jan Karski - człowiek, który nie uprawiał politycznego cwaniactwa
Publicystyka
Paweł Łepkowski: Broń jądrowa w Polsce? Reakcja Kremla wskazuje, że to dobry pomysł
Publicystyka
Jakub Wojakowicz: Spotify chciał wykazać, jak dużo płaci polskim twórcom. Osiągnął efekt przeciwny