Hiszpanie bronili tytułu, który zdobyli dwa razy z rzędu. W roku 2010 byli mistrzami świata. To najlepsza reprezentacja dekady, która też czasem przegrywa. Przydarzyło się to jej na mundialu w Brazylii, kiedy pojawiły się pierwsze rysy. Teraz to już nie rysa, tylko katastrofa budowlana. Przegrali 0:2 z zespołem, który w finale Euro w Kijowie przed czterema laty rozbili 4:0. Personalnie to inne drużyny, ale szkoła ta sama. Zwłaszcza w Hiszpanii.
Hiszpanie oczywiście zmienili zespół, ale kiedy patrzyłem na trenera Vicente del Bosque oraz jego asystenta i przyjaciela zarazem Jose Antonio Grande Cereijo, to jakbym widział Kazimierza Górskiego i Andrzeja Strejlaua na trenerskiej ławce podczas igrzysk olimpijskich w Montrealu. Niby większość tych samych piłkarzy, ale starszych, zmęczonych, bardziej sytych, z coraz mniejszymi aspiracjami, co w przypadku mistrzów świata i Europy zrozumiałe. Jeszcze dwa - cztery lata temu Andres Iniesta nie traciłby piłki tak, jak w meczu z Włochami a Cesc Fabregas szybciej decydowałby się na strzał lub podanie.
Hiszpania w dalszym ciągu potrafi grać pięknie, ale inni nie są pod tym względem gorsi, a poza tym kiedy już się na tę maestrię Hiszpanów napatrzyli, to postanowili im poprzeszkadzać. Kilka dni temu zrobili to Chorwaci, teraz Włosi. Sergio Ramos przestaje być groźny - również można go minąć z piłką u nogi, uciec przed nim lub przyjąć walkę wręcz, w której Hiszpan też już ponosi porażki.
Szkoda mi Hiszpanii tak jak, jak kiedyś płakałem po porażkach Brazylii. Nienawidziłem Włochów za to, że wygrali z nią na mundialu w Hiszpanii. Nie wiedziałem za jakie grzechy w finale mundialu w Niemczech Pan Bóg zesłał na Francuzów Marco Materazziego, doprowadzając do jawnej niesprawiedliwości. Ale lubiłem wielu włoskich piłkarzy, od Sandro Mazzoli począwszy, Alessandro del Piero po Andreę Pirlo. Taka włoska reprezentacja jak z meczu z Hiszpanią może się podobać. Ona zapracowała na zwycięstwo, chciała je osiągnąć, przeprowadziła więcej akcji. Włoscy gracze nie byli tym razem panienkami, udającymi rannych kiedy ktoś ich dotyka palcem. Rozegrali bardzo dobry mecz z bardzo dobrym, choć mniej zdesperowanym przeciwnikiem.
Cieszę się z sukcesu 38-letniego Gianluigi Buffona, żal mi Vicente del Bosque. Być może byliśmy świadkami ostatniego meczu z reprezentacją jednego z najlepszych trenerów świata, człowieka, który dodawał futbolowi kultury i splendoru.