„W najbliższych dniach Rada Najwyższa Ukrainy ma odpowiedzieć na uchwalę polskiego Senatu z czwartku, który określił zbrodnię wołyńską mianem ludobójstwa. Ukraińcy przygotowali projekt oświadczenia, w którym jest mowa o «akcji sił ukrainofobicznych»” - informuje „Rzeczpospolita” a Jerzy Haszczyński komentuje polsko - ukraińskie kontrowersje następująco: „Uznanie faktu, że ukraińscy nacjonaliści kilka dekad temu dokonali na Wołyniu ludobójstwa, nie oznacza poparcia dla dzisiejszej polityki Władimira Putina wobec Ukrainy. Aż dziwne, że to trzeba tłumaczyć” i dalej przypomina, że już Aleksander Kwaśniewski jako prezydent powiedział w roku 2003: „Żaden cel ani żadna wartość, nawet tak szczytna jak wolność i suwerenność narodu, nie może usprawiedliwiać ludobójstwa”, ale niestey potem politycy polscy cofnęli historię.
„Rzeczpospolita” zastanawia się także jak będzie wyglądała Wielka Brytania pod rządami premier Theresy May i przedstawia tego polityka. „Od 40 lat Brytyjczycy nie mieli tak dobrze przygotowanego kandydata na szefa rządu. May była ministrem transportu, kultury, ochrony środowiska, pracy, zabezpieczeń socjalnych, edukacji i przez ostatnich 6 lat szefową MSW. Kierowała też Partią Konserwatywną” - pisze Jędrzej Bielecki. Jedno jest pewne - jeśli nawet May to nie ta sama klasa co Margaret Tchatcher, to jej nominacja uspokoiła rynki” - konkluduje „Rz”.
W „Gazecie Wyborczej” mistrz Europy w biegu na 800 m Adam Kszczot żali się, że jego sukces nie wywołał wśród kibiców takiego entuzjazmu jak gra piłkarzy w Euro i zwala za to winę m.in. na media. „Nie pojmuję tego. Sukcesy wielu znamienitych sportowców są spychane na boczny tor. Tymczasem za sam awans na Euro piłkarzy wychwala się pod niebiosa i mówi o tym w kategoriach niebotycznego osiągnięcia. Nic dziwnego, że wielu zawodników uprawiających inne dyscypliny czuje się urażonych i niedocenionych. Staram się jednak to zrozumieć. Futbol jest banalnym sportem. Zapamiętanie prostych zasad nie stanowi najmniejszego problemu” - mówi Kszczot i nie ukrywa, że zarówno on jak i jego kolega Marcin Lewandowski chcieliby, aby „ludzie nie wyrzucali tych biało-czerwonych flag, które są symbolem narodowym, tylko wykorzystali je do solidaryzowania się z innym Euro, które właśnie startowało w Amsterdamie”.
Żal zrozumieć można, ale o pociechę dla lekkoatletów trudno. Ich dyscyplina nie jest już królową sportu, medialnie ożywa raz na dwa lata podczas mistrzostw świata i igrzysk olimpijskich i za miesiąc, gdy Kszczot wygra w Rio, będzie bohaterem, także w mediach.
W „Polityce” wywiad Jerzego Baczynskiego z Donaldem Tuskiem, nie pozbawiony akcentów osobistych po obu stronach. Redaktor naczelny tygodnika przypomina, że to pierwsza taka rozmowa bez udziału Janiny Paradowskiej, a Donald Tusk wyjaśnia dlaczego zmarła niedawno dziennikarka była dla niego osobą znaczącą. „Redaktor Paradowska odegrała ważną rolę w dwóch trudnych momentach w moim życiu. Najpierw w 1993 r., kiedy było jasne, że po wyborczej klęsce gdańscy liberałowie znikają z polskiej polityki na dość długi czas (niektórzy sądzili, że na zawsze), była jedną z nielicznych osób, które nas wtedy wsparły. Nie wyrazami współczucia, ale respektu wobec pokonanych. Pokonanych, ale nie przegranych. Ona chyba wtedy jako jedyna chciała zrozumieć, o co chodziło tym gdańszczanom z ich nieszczęsnym liberalizmem, i robiła to w momencie, kiedy właściwie wszyscy zaczęli się od nas odwracać. Tak więc pani Janina, Janka, zaprzyjaźniła się ze mną jako z przegranym politykiem. I drugi raz, kiedy powstawała Platforma, jako alternatywa dla Unii Wolności, czy raczej środowiska Unii Demokratycznej, które było Jance bardzo bliskie. Rozstanie nie było przyjazne, ale Janka jako pierwsza chciała zrozumieć i słuchać naszych argumentów. Dla mnie to było bardzo ważne” - mówi Donald Tusk.