10 kwietnia 2020 r. władza nic sobie nie robiła z obostrzeń, które sama nałożyła na Polaków. Mimo rozporządzenia Rady Ministrów, mówiącego, że w miejscach publicznych zabronione są zgromadzenia powyżej dwóch osób oraz że należy zachować odległość 2 metrów od siebie, prezes PiS z przedstawicielami najwyższych władz zebrali się przed pomnikiem upamiętniającym katastrofę smoleńską na placu Piłsudskiego w Warszawie. Politycy nie nosili maseczek, nie zachowywali bezpiecznego odstępu i nie podporządkowali się ograniczeniom dotyczącym zgromadzeń również podczas wizyt na cmentarzach. Nie wyciągnięto wobec nich konsekwencji, mimo że za podobne naruszania reszta Polaków musiała płacić mandaty.
W tym roku obostrzenia są ogłoszone na okres do 9 kwietnia. Oficjalnie nie wiadomo, dlaczego akurat wybrano taki przedział czasowy. Żeby restrykcje przestawały obowiązywać akurat dzień przed rocznicą smoleńską? Zdaniem członków i sympatyków Strajku Przedsiębiorców, którzy chcą 10 kwietnia strajkować na placu Piłsudskiego, lockdown do 9 kwietnia to pretekst, który rząd zastosował po to, żeby pomimo pandemii zorganizować obchody rocznicy katastrofy smoleńskiej.
Obchody mają być skromne i przebiegać w reżimie sanitarnym. Jednak nikt z PiS nie daje gwarancji, jak zachowa się Jarosław Kaczyński czy Antoni Macierewicz. Nikt nie jest w stanie zapewnić, czy rzeczywiście będą przestrzegać obostrzeń. – Prezesowi nikt niczego nie narzuci, ani nie zabroni, ze służbami porządkowymi włącznie – przekonuje polityk PiS.
Kaczyński łamał obostrzenia wielokrotnie i nie poniósł za to konsekwencji. Dla PiS katastrofa smoleńska wciąż jest przecież tematem politycznym.
Antoni Macierewicz po raz kolejny zapowiedział publikację raportu smoleńskiego. Jaką ma mieć moc wiążącą, dowodową? Nie wiadomo. Wiadomo, że ma być aktem oskarżenia wymierzonym w administrację premiera Donalda Tuska.