[b][link=http://blog.rp.pl/blog/2009/12/22/piotr-gursztyn-czy-sld-powroci-do-gry/" "target=_blank]Skomentuj[/link][/b]
Śmieszna, miałka i zwrócona ku przeszłości – taka, według większości doniesień medialnych, była sobotnia konwencja SLD. Podobnie opisywany jest też Sojusz – jako partia słaba, archaiczna i bez pomysłów na przyszłość. Część krytyki jest uzasadniona, ale w rzeczywistości ugrupowanie znów stanęło na nogi.
Z Sojuszem Lewicy Demokratycznej jest lepiej, niż się wydaje większości opinii publicznej. Oczywiście obecne 10 proc. poparcia w sondażach wypada żałośnie w porównaniu z wynikami partii w epoce Leszka Millera (41 proc. w wyborach 2001 r.). Dzisiejsze twarze SLD też ustępują atrakcyjności Aleksandra Kwaśniewskiego w 1995 r. czy Leszka Millera w 2001 r. Sojusz ciągle jest partią drugiego wyboru z trudem wyrąbującą sobie trochę miejsca obok PO i PiS.
[srodtytul]Koniec kłótni[/srodtytul]
W ostatnim roku zaszła jednak niezbyt rzucająca się w oczy, lecz bardzo ważna dla dalszego funkcjonowania partii zmiana. Sojusz przestał się rozsypywać. Jeszcze rok temu większość doniesień prasowych o SLD stanowiły zapowiedzi spodziewanego rozłamu. Wywiady z politykami Sojuszu dotyczyły prawie wyłącznie wewnętrznych problemów partii. Dziś to rzadkość, więc goszczący w mediach działacze SLD mogą w pełnym komforcie poświęcić się krytykowaniu konkurentów politycznych. Skończył się czas, gdy do opinii publicznej docierał jeden przekaz – że SLD jest małą, skłóconą partyjką.